Studia w UK czyli (Not so) Impossible Dream. Część II

  • Blogi
  • Felietony
Andrzej Hardie-Douglas / 31.03.2014 / Komentarze
Obrazek użytkownika Andrzej Hardie-Douglas
Ostatnie tygodnie były dla mnie dość intensywne, może nie pod względem ilości godzin spędzonych na uczelni (bo tych po 10 marca jest coraz mniej) ale raczej nowych wrażeń i szeroko pojętej pracy nagłośnieniowej

Ostatnie tygodnie były dla mnie dość intensywne, może nie pod względem ilości godzin spędzonych na uczelni (bo tych po 10 marca jest coraz mniej) ale raczej nowych wrażeń i szeroko pojętej pracy nagłośnieniowej. Oprócz tego całkiem sporo czasu poświęciłem na napisanie prac końcowych z dwóch masywnych przedmiotów na uczelni - ponieważ tutaj wszystko odbywa się w systemie ciągłego zaliczenia, co w praktyce oznacz brak jakże ukochanej przez polskich studentów sesji. Zamiast tego jest systematyczna praca w postaci esejów i laboratoriów… No to by było na tyle jeżeli chodzi o wymówkę dla mojej (miesięcznej) przerwy w pisaniu. Obiecuję poprawę…

Ostatnim razem moją opowieść o studiach zakończyłem na pobycie w Edynburgu i zdawaniu egzaminu językowego. Wyniki otrzymałem pod koniec września (zazwyczaj trzeba czekać 3-4 tygodnie) i przyznam, że podczas otwierania koperty dostarczonej Royal Mail byłem dość zestresowany, lecz chwilę potem nadeszła ulga. Zdałem! Co prawda tylko z wynikiem 6.0 (teoretycznie średnio-zaawansowany) ale wystarczającym na większość kierunków (na medycynę i prawo potrzeba 7-7.5, a to już bardzo wymagający poziom). Na moją obronę mogę tylko napomknąć, że zmagałem się z czytaniem tekstu o plantacjach tropikalnych owoców w Afryce i pisemną analizą wykresu ekonomicznego. Nie polecam.

Tygodnie mijały, jesień zaczęła się pojawiać za oknami, a ja w sumie jeszcze nie zdecydowałem gdzie chciałbym aplikować. Po dłuższym przeszukaniu zasobów brytyjskiego internetu ustaliłem, że prawdopodobnie najlepszym wyborem jeżeli chodzi o mój kierunek będzie Birmingham City University. Dobre zaplecze techniczne, ciekawe przedmioty, duże miasto (drugie największe w UK - cały “ośrodek metropolitalny” ma 6 mln osób!). Teraz tylko trzeba było złożyć papiery i zdać maturę. Tylko tyle i aż tyle. Tylko jak to zrobić?

W Wielkiej Brytanii odmiennie niż w Polsce, przyjęcia na studia są zarządzane przez jedną, centralną instytucję rządową - UCAS. To właśnie tam należy się zarejestrować i złożyć aplikację na studia. Odbywa się to na kilku etapach.

W okolicach października należy wypełnić formularz zgłoszeniowy (rekrutacja na Cambridge i Oxford odbywa się dużo wcześniej - należy zacząć już w Sierpniu). Zawiera on wszystkie szczegóły osobiste dotyczące kandydata, jego miejsca zamieszkania i dotychczasowej edukacji. Na tym etapie należy wytypować 5 uczelni na które chcielibyście aplikować. Należy uiścić opłatę rekrutacyjną - około 100 złotych. To jednak nie wszystko.

Absolutnie najważniejszym elementem aplikacji jest list motywacyjny. Musi być napisany poprawnie i przede wszystkim ciekawie. Mimo iż w Polsce tego typu listy są traktowane jako coś czego nikt nigdy nie czyta, w UK i USA to właśnie chęć studiowania danego kierunku i Twój entuzjazm może zdecydować o przyjęciu - nie tylko oceny! Jeżeli więc chcesz zdawać na ekskluzywny kierunek lecz mimo wszystko wyniki raczej na to nie pozwolą, zawsze możesz dać sobie szansę. List musi także zawierać przewidywane oceny maturalne (nie warto tutaj przesadzać ale oczywiście lepiej wpisać wyniki korzystniejsze od zakładanych). Oprócz samodzielnie napisanego tekstu, musisz poprosić nauczyciela i wychowawcę o napisanie pozytywnych opinii na Twój temat (oczywiście w języku angielskim). Serdecznie dziękuję Agnieszce Samojłow za poświęcenie swojego czasu i przesłanie do UCAS kilku ciepłych słów o mojej osobie. :)

Zgłosiłeś już swoje dokumenty? Teraz pozostaje zdać maturę i czekać. Do połowy stycznia wszystkie 5 uczelni ma obowiązek odpowiedzieć na Twoje podanie, dając Ci ofertę warunkową (conditional) lub bezwarunkową (unconditional). Chodzi głównie o to, że jeżeli Twoje podanie absolutnie oczarowało komisję, mają prawo przyznać Ci ofertę bezwarunkową - nie ważne jaki wynik matury uzyskasz, masz zapewnione miejsce na uczelni. Jest jeden problem - to się nie zdarza. Masz prawo odpowiedzieć na dwie propozycje. Jedna musi być wyborem głównym, druga “zapasowym”. Moja oferta zakładała, że zdam całą maturę na 75% (dalej nie wiem co to dokładnie oznaczało) z przynajmniej trzema przedmiotami na poziomie rozszerzonym (zdawałem Fizykę, Matmę i Angielski).

Miesiące zimowe przeleciały błyskawicznie, hektolitry herbaty przelały się nad książkami, a wszystko zaczęło się wreszcie układać. Matura okazała się dość przystępna, a najdłuższe wakacje w życiu napawały mnie niezmiernym optymizmem. Wyniki matury otrzymałem o ile pamiętam pod koniec czerwca. Znowu się obroniłem. Uff. To jednak nie był koniec nerwów. Należało przetłumaczyć maturę, przesłać to na uczelnię. Ciągle nikt nie chciał mi powiedzieć, czy z moim podaniem wszystko jest w porządku. Oficjalnie brytyjskie uczelnie ogłaszają listy przyjętych w połowie lipca. Pojechałem więc na przesłuchania do Poznania (zawsze lepiej mieć jakiś zapas). Po dwudniowych testach wyniki. Dostałem się jako jeden z ponad 200 kandydatów na 20 miejsc! Ha. W tym samym dniu otrzymałem też informację, że oficjalnie zostałem studentem Birmingham City University. Wybór padł na Anglię. To był naprawdę bardzo dobry tydzień!