Z World Trade Center do Castel Gandolfo
- Blogi

Kiedy 11 września 2001 roku, o godzinie 8.46, Leokadia Głogowska rozpoczęła swoją ucieczkę z 82. piętra Północnej Wieży World Trade Center, nie przypuszczała nawet, nie mogła przypuszczać, że... zajdzie do Castel Gandolfo. Wtedy, w chwili ataku na Amerykę, modliła się i prosiła Ducha Świętego, by mogła umrzeć w pokoju. Kiedy trzy lata później, 3 sierpnia 2004 roku, znalazła się w papieskiej kaplicy w Castel Gandolfo, modliła się wraz z synem Michałem, jego narzeczoną Martą i ze mną dziękując za ocalone życie, za darowane drugie...
O północy z 2 na 3 sierpnia 2004 roku do Domu Pielgrzyma przy Vincento Monti 1 w Rzymie dociera do nas niezwykła wiadomość. Leokadia odbiera telefon z Polski od księdza Wojciecha Niedźwieckiego, kapelana biskupa toruńskiego Andrzeja Suskiego. Wiadomość jaką przekazuje ksiądz Wojciech jest wprost niewiarygodna: za niespełna osiem godzin mamy stawić się u bram papieskiej rezydencji w Castel Gandolfo, by uczestniczyć w odprawianej przez Ojca Świętego Mszy Świętej. Po niej zaś mamy się spotkać z naszym Kochanym Papieżem!
Przez kolejne półtorej godziny szykujemy się do tej niezwykłej uczty: prasujemy nasze rzeczy, układamy je i próbujemy zasnąć.
Po krótkiej drzemce budzę... budzik a następnie Michała. Dzwonimy do Lodzi i Marty. O szóstej trzydzieści cała nasza czwórka gotowa jest do drogi. Jeszcze w nocy, gdy zastanawialiśmy się z Siostrami Antoninkami, prowadzącymi Dom przy Vincento Monti, jak najlepiej dostać się do oddalonej o 45 kilometrów od Rzymu letniej rezydencji Papieża, swoją pomoc zaoferowała Siostra Sabina. Wkrótce siedzimy w aucie mknącym pustymi jeszcze ulicami Wiecznego Miasta.
Do Castel Gandolfo docieramy pół godziny przed czasem. Niewielka letniskowa miejscowość pogrążona jest jeszcze we śnie. Przy papieskim pałacu widać jednak pewne ożywienie. Na nasz widok podchodzi do nas ubrany w garnitur uśmiechnięty urzędnik. Pyta Lodzię o nazwisko i znalazłszy je na trzymanej w ręku kartce zaprasza na dziedziniec. Gdy przekraczamy strzeżoną przez szwajcarskich halabardzistów bramę, niemal równocześnie przejeżdża przez nią samochód korpusu dyplomatycznego. Szwajcarzy salutują. Po chwili z samochodu wysiada Hanna Suchocka, ambasador Rzeczpospolitej Polskiej przy Watykanie, była premier rządu polskiego. Uśmiecha się i wkrótce rozmawiamy o czekających nas przeżyciach. Okazuje się, że Leokadia kilka lat temu spotkała się z panią premier na balu charytatywnym w nowojorskim konsulacie. Obie panie wspominają tamto wydarzenie, ale tak naprawdę wszyscy myślimy o tym samym. Za kilkanaście minut ma rozpocząć się to niezwykle ważne w naszym życiu wydarzenie. Na dziedziniec przybywają kolejni goście, wśród nich księża, którzy zostali zaproszeni do wspólnej celebracji Mszy z Ojcem Świętym. Jest nas kilkanaście osób.
Wkrótce zostajemy poproszeni do środka. Zjawia się arcybiskup Stanisław Dziwisz. Przechodzimy korytarzami papieskiego pałacu i docieramy do sąsiadującej z kaplicą sali. Jeszcze kilka minut oczekiwania i pełni napięcia wchodzimy do środka. Zajmujemy ławkę tuż za celebransami. Klękamy i modlimy się. W oczekiwaniu na rozpoczęcie Mszy Świętej przyglądamy się oddalonemu o kilka metrów ołtarzowi, przy którym za chwilę pojawi się On! Sam Ojciec Święty!
I wreszcie widzimy Papieża! Siedzi w specjalnym fotelu. Dzięki pomocy drugiego sekretarza, prałata Mieczysława Mokrzyckiego, Jan Paweł II wkrótce zajmuje centralną pozycję na wprost tabernakulum. To niezwykle wymowny widok. Następca Świętego Piotra wpatruje się w ukrytego za ozdobnymi drzwiczkami tabernakulum Chrystusa. W tym momencie przypominam sobie pewne piękne, zasłyszane swego czasu porównanie, mówiące o tym, że pierwszym tabernakulum Chrystusa była Maryja...
Słysząc znajomy głos naszego Papieża wzruszamy się bardzo. Słyszymy w nim właściwie wszystko: i troskę o Kościół, i modlitwę za każdego z nas, i dwadzieścia sześć lat pontyfikatu przepełnionego i troską, i modlitwą za Kościół, za wszystkie narody świata i za... każdego z nas. W każdej minucie tej niezwykłej eucharystycznej uczty uświadamiamy sobie, że uczestniczymy w czymś, w czym nigdy wcześniej nie uczestniczyliśmy i pragniemy, by każda z tych minut... trwała wieczność! Komunię Świętą przyjmujemy z rąk Księdza arcybiskupa Dziwisza. Jesteśmy szczęśliwi.
Bezpośrednio po Mszy Świętej rozpoczyna się papieska audiencja. Wkrótce i my klękamy przed Janem Pawłem II. Najpierw oboje z Leokadią pragniemy podziękować i prosić o błogosławieństwo.
– Pragniemy podziękować Ci Ojcze Święty i prosić o błogosławieństwo – mówię całując pierścień z relikwiami Świętego Piotra i wpatrując się we wpatrzone w nas oczy Papieża. – Leokadia Głogowska, 11 września 2001 roku, w chwili ataku na Amerykę, była na 82. piętrze Północnej Wieży World Trade Center i dzięki Opatrzności Bożej została cudownie ocalona a ja napisałem o tym te oto książki – mówię wręczając Ojcu Świętemu „Więcej niż być” i „Więcej niż być – Postscriptum”.
Kiedy Leokadia przekazuje Papieżowi płyty CD z dźwiękową wersją książki i dziękuje za błogosławieństwo, jakiego Jan Paweł II udzielił jej w Rzymie na pięć miesięcy przed atakiem, Ojciec Święty jak kochany i kochający ojciec biorąc do ręki płytki delikatnie dotyka nimi podbródek Lodzi, jakby chciał powiedzieć: –Widzisz, pomogło!
Kiedy po zakończonej audiencji znajdujemy się znów przed papieskim pałacem w Castel Gandolfo, mamy wrażenie, że to co się wydarzyło to był sen. Ale trzymane w ręku przez każdego z nas papieskie różańce mówią nam, że nie tylko nie był to sen, ale przypominają nam o tym, że w nasze życie wpisana jest modlitwa, modlitwa za Tych, których kochamy, za Naszą Małą Ojczyznę - Szczecinek i… za każdego z nas.
{{info}}