Ekoterroryzm - co przekazują media?

  • Blogi
  • Felietony
Grzegorz Grondys / 12.10.2016 / Komentarze
Obrazek użytkownika Grzegorz Grondys
Felieton dr Grzegorza Grondysa

Ostatnio nasze media rozpisują się na temat wstrzymania z powodu wniosku SIS TERRA dofinansowania budowy instalacji mającej ograniczyć uciążliwości odorowe dla miasta. Z tegoż powodu budowa systemu urządzeń ochrony powietrza może zostać zagrożona, a na pewno nastąpi zwłoka w jej budowie.

Pojawiło się pojęcie terroryzmu ekologicznego lub ekoterroryzmu. Co one oznaczają?

Encyklopedia podaje, że ekoterroryzm jest to prowadzenie przestępczych działań z użyciem siły lub przemocy na szkodę przedsiębiorstw, osób fizycznych lub ich grup, uzasadniane prowadzeniem przez nich działalności szkodliwej dla środowiska naturalnego. Potocznie określa się tak także akcje protestacyjne, które niekoniecznie łamią prawo, ale są względnie uciążliwe. Nie mają one jednak na celu zagrożenia ludzkiemu życiu.

Pod pojęciem terroryzmu ekologicznego kryje się wiele zjawisk, można je pojmować w trzech odrębnych kategoriach:

- jako działania terrorystyczne, w szczególności posługiwanie się przez terrorystów bronią biologiczną, zatruwanie ujęć wody, stosowanie niebezpiecznych gazów bojowych i mikroorganizmów;

- chorobotwórczych, świadome wywoływanie klęsk ekologicznych w celu wymuszenia konkretnych decyzji przez rządy państw;

- ogólna działalność człowieka prowadząca do drastycznego niszczenia środowiska naturalnego i przyrody;

- działalność radykalnych ekologów mająca na celu wymuszenie pewnych decyzji przez rządy, firmy, społeczeństwo na rzecz ochrony środowiska.

Ograniczę się do doniesień medialnych na temat tej ostatniej kategorii.

Najpierw były transparenty i przywiązywanie się do drzew. Później nastąpił okres udziału w postępowaniach dotyczących tzw. decyzji środowiskowych i w procesach sądowych. Prawne możliwości blokowania i wstrzymywania inwestycji są tyle skuteczne, że członkowie organizacji ekologicznych zeszli z drzew, do których się przykuwali, założyli garnitury, zatrudnili prawników. Bez udziału kamer i mediów stopują inwestycje, które mogą zagrażać środowisku.

Jednak prawny oręż zaczął być wykorzystywany nie tylko przez tych, którzy rzeczywiście troszczą się o przyrodę, ale i tych, którzy w protestach widzą możliwość uzyskania dochodów. Chęć zarobienia pieniędzy spowodowała, że różne organizacje i stowarzyszenia zaczęły mnożyć się jak przez pączkowanie. Część mówi inwestorom wprost, że jeśli dostaną pieniądze, to odstąpią od protestu. Inne, bardziej wyspecjalizowane, proponują sporządzenie raportu oddziaływania na środowisko, który będzie lepszy niż ten inwestora – oczywiście nie za darmo. Zieloni nie domagają się jednak pieniędzy bezpośrednio na swoje konta. Działają tak, aby przynajmniej z dokumentów nie wynikało, że maczali palce w ekoszantażu.

Polski Związek Firm Deweloperskich przyznaje, że co drugiemu deweloperowi zdarzyło się zapłacić organizacji ekologicznej za odstąpienie od postępowania dotyczącego ich inwestycji.

W imię walki o ochronę przyrody można zbić fortunę. Wystarczy umiejętnie wykorzystać przepisy prawa, włączając się do prowadzonych przez deweloperów postępowań administracyjnych i za pomocą odwołań skutecznie opóźniać działania inwestora. Inwestorzy często poddają się i wspierają „ekologów” hojną darowizną, która zwykle kończy problemy. Na podobnej zasadzie działają także niektórzy prawnicy – uzyskując pełnomocnictwa od sąsiadów planowanej inwestycji i żądają pieniędzy w zamian za gwarancję spokoju.

Deweloperzy twierdzą, że opisywana metoda działania jest nagminnie wykorzystywana przy postępowaniach w sprawie wydania decyzji środowiskowych czy o warunkach zabudowy, pozwoleń na budowę, które wymagają udziału czynników społecznych, czy pozwoleń wodnoprawnych. Blokada trwa do czasu, gdy inwestor ulegnie albo, gdy sprawę rozstrzygnie organ administracyjny czy nawet sąd.

Organizacja nie chce, by bezpośrednio jej zlecono opracowanie odpowiedniej dokumentacji. Zlecenie ma dostać inny, zaprzyjaźniony podmiot. Inwestor, który nie zgadza się na taką propozycję, spotyka się z zaskarżeniem ze strony pseudoekologów decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach inwestycji wydanej przez gminę czy regionalną dyrekcję ochrony środowiska do sądu administracyjnego. Bez tej decyzji inwestor nie może wystąpić o pozwolenie na budowę. Planowane przedsięwzięcie jest, więc wstrzymane do czasu wyroku sądu. Inwestor traci pieniądze, wydaje dodatkowe sumy na prawników, a opłacalność budowy drogi, elektrowni czy zakładu przemysłowego zaczyna być wątpliwa. Inne sposoby blokowania inwestycji przez pseudoekologów to zgłaszanie się do postępowań w końcowym etapie, składanie pism zawierających błędy formalne, kierowanie wniosków o zawieszenie postępowań czy kierowanie do organów dużej ilości bardzo obszernych stanowisk mających mały związek z przedmiotem postępowań.

Za odstąpienie od blokady budowy lotniska w Modlinie organizacja ekologiczna obrońców ptaków chciała, aby spółka budująca lotnisko zainwestowała 7 mln zł w bagna Puszczy Białej - informował "Dziennik Gazeta Prawna". 

Ekoterroryści zablokowali budowę chodnika wzdłuż wiejskiej drogi
w Gołuskach pod Poznaniem z uwagi na chrząszcza, który miał tam rzekomo zamieszkiwać na drzewach. Opisanych owadów nikt tam nie widział, ale podstawą takiej decyzji było to, że chrząszcze mogą tam być.

Innym przykładem może być temat budowy ulicy Marcina z Wrocimowic. Ekolodzy z Zielonego Mazowsza wstrzymują inwestycję, gdyż na białołęckiej drodze dostrzegli niespodziewanie „perełkę mazowieckiej przyrody”. Stowarzyszenie nie chce się zgodzić na wycięcie jednego drzewa.

Jako kolejny przykład, media opisują Federację Zielonych. Stowarzyszenie to miało przyjąć pieniądze, od co najmniej kilku inwestorów: Shella, Esso, warszawskiej firmy Elbud. Firma InterCommerce, chcąc w Białymstoku wybudować hipermarket Carrefour, zapłaciła 5 tysięcy złotych i obiecała 10 kolejnych. Zapłaciło też centrum handlowo-sportowe Antoniuk. W każdym
z tych przypadków Federacja Zielonych wycofała swój protest. Są też inwestycje oprotestowywane do końca - na przykład stacja telefonii komórkowej przy ul. Elektrycznej. Federacja domagała się od inwestora 2 tysiące złotych za konsultacje. Inwestor odmówił, protest trwał.

W Krakowie z powodu protestów Towarzystwa na rzecz Ochrony Przyrody nie zostanie rozbudowany Uniwersytecki Szpital w Prokocimiu. Z jego rozbudową wiązało się wycięcie 6,5 tysiąca rosnących tam drzew, za co Collegium Medicum UJ musiałoby zapłacić około 100 milionów zł. Uczelnia uzyskała od miasta zgodę na zwolnienie z tej opłaty pod warunkiem posadzenia wymaganej liczby drzew na innym terenie, jednakże organizacja ekologiczna zaskarżyła zezwolenie na wycięcie drzew.

Wspomnieć też można sprawę związaną z budową warszawskiego centrum handlowo-usługowego Arkadia, w związku, z którą organizacja Przyjazne Miasto uzyskała od inwestora dwumilionową rekompensatę, dzięki czemu cofnęła swoją skargę, a następnie rozpoczęła współpracę przy inwestycji.

Do metod często stosowanych przez eko-terrorystów można zaliczyć niszczenie maszyn, wypuszczanie zwierząt eksperymentalnych, podkładanie ładunków prezesom koncernów biotechnologicznych, wysadzanie laboratoriów, przesyłanie pogróżek osobom prowadzącym badania naukowe z wykorzystaniem zwierząt, itp.

Kilka miesięcy temu pojawiały się głosy w mediach, iż służby rosyjskie wspierają finansowo organizacje ekologiczne w Polsce, będące przeciwnikami eksploatacji złóż łupkowych w Polsce.

Jak podają media, istnieje problem z działalnością pseudoekologów polegającą na blokowaniu inwestycji. Problem ten już został dostrzeżony przez sądy, dlatego przygotowywane są zmiany w prawie mające ograniczyć opisaną patologię.

Oczywiście w tekście tym nie wyczerpałem tematu wyszczególnionej na wstępie kategorii, ekoterroryzmu, ale już na podstawie przytoczonych doniesień medialnych można śmiało powiedzieć, że zaczęło się dziać źle odkąd „ochroną przyrody" zajmują się pseudoekolodzy, których motywacja jest silnie upolityczniona. Źle, jeśli natura staje się tylko narzędziem w ich politycznej grze.

Grzegorz Grondys

Foto: Sławomir Włodarczyk