Frog i inni
- Blogi
- Felietony

Pamiętacie Państwo Froga? To ten młodzieniec, który samochodem szalał po ulicach Warszawy, a swoje wyczyny utrwalone kamerą, umieszczał potem w internecie. Bezczelność Froga polegała między innymi na tym, że mając za nic przepisy prawa o ruchu drogowym, kodeksu karnego i kodeksu wykroczeń, chwalił się swoimi wyczynami w internecie.
A. Macierewicz pojechał do Torunia wygłosić wykład. Wykład wygłaszał, jako A. Macierewicz a nie, jako minister MON.
Z Torunia do Warszawy A. Macierewicz jechał na galę wręczenia J. Kaczyńskiemu tytułu człowieka wolności jakiegoś tam tygodnika. Jechał na nią, jako A. Macierewicz a nie, jako minister MON. Gala organizowana była, bowiem przez tygodnik a nie przez Rząd RP, czy też przez MON.
Nie zachodziła, więc konieczność przemieszczania się na te imprezy samochodami rządowymi czy też żandarmerii. Tym bardziej nie zachodziła konieczność korzystania z trzech samochodów. Ciekawe też, czy za wykład A. Macierewicz otrzymał wynagrodzenie?
Gdyby jednak przyjąć, że taka konieczność zachodziła to powstaje pytanie, czy jadąc na swój wykład czy też na prywatną galę, trzeba było jechać kolumną i to na zasadach pojazdów uprzywilejowanych.
W sprawie istotne jest jednak jeszcze jedna okoliczność. Tak jak u Froga, A. Macierewicz publicznie chwalił się jak szybko udało się jemu przejechać z Warszawy do Torunia, co mogło się odbyć jedynie przy jednoczesnym łamaniu zasad prawa o ruchu drogowym. Publicznie dziękowano p. Kazimierzowi za to, że tak sprawnie te przepisy łamał.
Buta i arogancja przekroczyła wszelkie granice. Już na marginesie zwracam uwagę, że tłumaczenia A. Macierewicza, że to nie jego pojazd spowodował kolizję, bo to w samochód którym jechał uderzył pojazd jadący z tyłu, też tylko świadczy o jego arogancji. Który to, bowiem pojazd mógł jechać z tyłu jak nie kolejny z kolumny, którą przemieszczał się A. Macierewicz?
Wyjaśniam też, że fakt, iż mieliśmy do czynienia z kolizją nie powoduje, że sprawa nie zakończy się w sądzie. Jeżeli sprawca kolizji nie zostanie ukarany mandatem, czego nie uczyniono, to w chwili obecnej wobec sprawcy trzeba skierować wniosek o ukaranie do sądu. Natomiast na chwilę obecną wszystko wskazuje, że sprawcą kolizji jest kierowca z kolumny pojazdów żandarmerii.
Nie minęło wiele dni, by doszło do następnego zdarzenia z udziałem pojazdów uprzywilejowanych. Tym razem mamy do czynienia z wypadkiem drogowym, jednak wiele elementów jest zbieżnych. Znowu jedzie kolumna pojazdów rządowych, znowu wyjazd ma charakter prywatny i znowu pojazdy z kolumny nie przestrzegają zasad prawa o ruchu drogowym. Problem jest w tym przypadku bardziej złożony. Bowiem rzeczywiście samochody uprzywilejowane mogą nie stosować się do przepisów o ruchu drogowym, jednakże pod warunkiem zachowania szczególnej ostrożności.
Ten zapis to istota całego problemu. Utrwalone orzecznictwo wskazuje bowiem, że do zakresu szczególnej ostrożności wchodzi nie tylko czujna obserwacja sygnałów dawanych przez kierowcę pojazdu wyprzedzanego, ale także baczna obserwacja ruchów pojazdu wyprzedzanego, wskazujących na niesygnalizowany z jakichkolwiek powodów zamiar kierowcy pojazdu wyprzedzanego, dokonanie pojazdem manewrów uniemożliwiających wyprzedzanie.
Konkluzja wynikająca z orzecznictwa sądowego jest taka, że zabronione jest wyprzedzanie pojazdu, jeżeli kierowca pojazdu wyprzedzającego nie ma pewności jak zachowa się kierowca pojazdu wyprzedzanego. Takim brakiem pewności jest np. fakt, iż pojazd wyprzedzany redukuje prędkość pomimo tego, że nie zjeżdża do osi jezdni ani nie włącza kierunkowskazu.
Sam fakt, iż wyprzedzającym jest pojazd uprzywilejowany, nie zezwalał sam w sobie na kontynuowanie wyprzedzania.
Kolejną kwestią wymagająca wyjaśnienia jest zachowanie kierowcy Fiata Seicento. W sytuacji, jaka bowiem zaistniała na jezdni, nawet jeżeli miał pierwszeństwo, to wykonując manewr skrętu w lewo zobowiązany był do upewnienia się w lewym bocznym lusterku, czy lewy pas jezdni nie jest zajęty. Łamanie, bowiem przepisów przez jednego z uczestników w ruchu, w tym przypadku kierowcę BOR, nie uprawnia do wykonywania manewru przez innego użytkownika, jeżeli manewr ten może doprowadzić do zderzenia pojazdów.
W takim jednak przypadku to obaj kierowcy ponoszą odpowiedzialność, gdyż obaj przyczynili się do wypadku, a rolą sądu jest ocena stopnia przyczynienia się przez poszczególnych użytkowników.
W sprawie jest jednak jeszcze jeden aspekt, jak na razie całkowicie pomijany.
Chodzi o uderzenie samochodu z p. Premier w drzewo. Do uderzenia tego doszło nie wskutek bezpośredniego działania kierowcy samochodu Seicento. Uderzenie to było wynikiem zachowania się kierowcy pojazdu Fiat Seicento i wyboru manewru kierowcy samochodu rządowego. Należy, bowiem uzyskać odpowiedź, czy manewr wybrany przez kierowcę BOR polecający na gwałtownym odbiciu w lewo, co skutkowało uderzeniem w drzewo, był wariantem najbardziej optymalnym czy też istniała możliwości wykonania innych manewrów.
Dopiero wnikliwa analiza tych wszystkich elementów pozwoli na ustalenie, kto i w jakim zakresie ponosi odpowiedzialność za wypadek.
Dziwnym, więc wydaje się zachowanie ministra Błaszczaka czy Zielińskiego, którzy tak autorytatywnie wypowiadają się na temat winy.
Wręcz kuriozalne są też wypowiedzi ministra Błaszczaka, odnośnie kwestionowania ustaleń poczynionych przez prokuratora, przez obrońcę kierującego Fiatem i podnoszenie zarzutu, że adwokat robił to za pieniądze. Pan minister widocznie nie zna podstawowych praw obywatelskich, w tym prawa do obrony. Widocznie mają obowiązywać nowe zasady w państwie PiS. Ustalenia policji czy prokuratury są wiążące dla sądu i nie podlegają ocenie. Kłóci się to, co prawda z tym, co głosi minister Ziobro, ze koniec z niekwestionowaniem prawomocnych orzeczeń, ale widocznie odnosić się to będzie tylko do tych wyroków, z którymi nie zgadza się PiS.
Natomiast za całkowicie oderwane od rzeczywistości należy uznać stwierdzenie ministra Zielińskiego, iż wniosek o odwołanie ministra Błaszczaka jest bezpodstawny, bo to nie on siedział za kierownicą samochodu, który uderzył w drzewo.
Jeżeli przyjmiemy taki sposób rozumowania, to wystarczy odpowiedzieć, że za sterami samolotu w Smoleńsku też nie siedział Tusk czy Arabski.
Rząd PiS jak widać nie rozumie podstawowych kwestii, więc nie należy się dziwić, że nasza rzeczywistość wygląda tak a nie inaczej.
Mirosław Wacławski
Foto: radio-zet/interia.pl/rmffm.24/wiadomości.onet