Jeszcze Polska nie zginęła
- Blogi
- Felietony

Nadeszły ciężkie czasy, a ja przeżywam swoiste deja vu. Tyle, że pod koniec lat siedemdziesiątych i w latach osiemdziesiątych byłem młody, odważny i bezkompromisowy w swoich poglądach. Wcześniej zresztą też taki byłem, może nawet bardziej. Dosyć zero-jedynkowy. Coś było słuszne lub nie, bez form pośrednich. Potem w miarę starzenia się ewoluowałem w kierunku wyłagodzenia swego światopoglądu. Dziś więcej w nim stonowania, wątpliwości, wyrozumiałości i tolerancji dla myślących inaczej. Nie ma u mnie jednak nadal miejsca na tolerowanie skur…. stwa.
Pamiętam doskonale te straszne czasy, które - jak sądziłem - odeszły na zawsze w przeszłość. Miałem nadzieję, że starość przeżyję w spokoju. Myliłem się. Nic nie jest na zawsze, a historia zatacza koło, tyle że w różnej periodyce.
Patrzę na dzisiejszą rzeczywistość i podobnie, jak wtedy, czyli ok. trzydziestu pięciu lat temu, szukam źródeł wsparcia, pocieszenia i dodania siły do przeciwstawiania się dziejącemu się dokoła demontowaniu państwa prawa.
Wtedy takich źródeł siły było kilka. Był kościół, KOR, radio „Wolna Europa” i rozgłośnia polska radia BBC oraz wydawnictwa drugiego obiegu. A potem pojawił się NSZZ „Solidarność”.
Niezależnie od światopoglądu poszczególnych członków opozycji, Kościół nas mocno wspierał. W domu przechowywałem kilogramy wydawnictw powielaczowych, które przekazywaliśmy sobie z rąk do rąk. Dzięki „drugiemu obiegowi” poznałem zakazane oficjalnie książki: „Kompleks polski” czy „Małą apokalipsę” Tadeusza Konwickiego, „Miazgę” Jerzego Andrzejewskiego, poezję Barańczaka i wiele innych wybitnych dzieł. Czekałem z niecierpliwością na każde nowe wydanie „Res Publici”, w której pisali: Marcin Król, Stefan Kisielewski, Paweł Śpiewak czy Barbara Toruńczyk. Ich mądre teksty uświadamiały nam celowość tego, co robimy i podnosiły na duchu.
Dziś Kościół, a przynajmniej większość jego hierarchów niestety wspiera demontaż demokratycznego państwa. KORu dawno nie ma. Nie ma też jeszcze (bo póki, co jeszcze być nie musi) wydawnictw i prasy drugiego obiegu. Po „tamtej” „Solidarności” pozostała tylko nazwa.
Czekam, co tydzień na nowe wydanie „Newsweeka”, na komentarze wciąż jeszcze niezależnych, prywatnych rozgłośni radiowych i telewizyjnych. Przez kilka miesięcy opoką był Trybunał Konstytucyjny. Po jego unicestwieniu, rolę obrońcy demokracji przejęły Sąd Najwyższy i korporacje prawnicze. Nazwiska Andrzeja Rzeplińskiego i Małgorzaty Gersdorf zapiszą się złotymi zgłoskami w historii najnowszej. Ludzie myślący podobnie wspierają się na Facebooku i Twitterze.
W walce z zawłaszczaniem państwa przez PiS i wprowadzaniem rządów autokratycznych swoją historyczną rolę mogą i mam nadzieję, że odegrają, samorządy.
Póki będą w naszym kraju ludzie odważni, póty „Jeszcze Polska nie zginęła”. Musimy się konsolidować i protestować. I tylko szkoda, że opozycja przez rok się nie pozbierała. Nadal jest dość bezbarwna, skłócona i bez charyzmatycznego przywództwa. Do tego KOD, z którym łączyliśmy tak duże nadzieje, ulega autodestrukcji. Jednak i tak wygramy, bo mamy rację. Nawet tym przez chwilę zachwyconym stosowanym przez rządzących rozdawnictwem pieniędzy, w końcu zabraknie świeżego powietrza do oddychania. Zobaczą, jak bardzo są manipulowani i zechcą przewietrzyć ten nasz wspólny dom, w którym atmosfera z dnia na dzień jest coraz bardziej zatęchła.
Jerzy Hardie-Douglas
Foto: S. Włodarczyk