Kompleks Boga
- Blogi
- Felietony

Jak większość pewnie kojarzy, po ostatnich wyborach samorządowych Starosta Lis dokonał swoistej politycznej „wolty” i zmienił swoich politycznych sojuszników z PO na PiS. Uznał, że małżeństwo z PiSem będzie lepszym wyborem, a już na pewno bardziej opłacalnym.
I choć Porozumienie Samorządowe Starosty Lisa jest najmniejszym klubem radnych, to jednak dzięki wrodzonej „gibkości” i „elastycznemu” podejściu, Starosta pozostał u steru władzy.
Choć jak sam twierdzi, w trakcie ostatnich wyborów mocno poturbowany, publicznie zadeklarował pełną współpracę z nowymi władzami miasta. Mieliśmy być świadkami nowego rozdania w duchu ekumenicznego dialogu i zdrowego partnerstwa. Tak jak Pan Starosta lubi, przynajmniej oficjalnie.
Nie trzeba było jednak długo czekać, aby zrozumieć, że ta „maska” Pana Starosty jest jednak mało autentyczna. Można się pudrować, ale pod spodem zawsze będzie ten sam człowiek. Można udawać dobrego wujka, mówić o standardach, otwarciu na inne poglądy, współpracy z każdym, wzajemnym poszanowaniu etc., ale to tylko zgrabna narracja i opanowany do perfekcji kamuflaż. Pod tą maską jest bowiem twardy, pamiętliwy i wyrachowany polityk, który bez mrugnięcia okiem spróbuje wykończyć każdego swojego politycznego konkurenta, z którym jest mu nie po drodze. Najlepiej w białych rękawiczkach.
Wkrótce po swoim ponownym zaprzysiężeniu na starostę, na łamach lokalnych mediów Pan Lis w mocno nieelegancki sposób wypowiadał się na temat działaczy Platformy Obywatelskiej, ponownie przedstawiając skrajnie wypaczony obraz kulisów rozmów negocjacyjnych z liderami tej partii. Szybko stało się też jasne, że Starosta nie zamierza choć na milimetr oddawać pola przy organizowaniu pracy samej Rady Powiatu.
Zaczęło się niewinnie. Na początek zadbał, aby przy ustalaniu składu komisji stałych w powiecie, propozycje radnych Platformy Obywatelskiej zostały zignorowane. Zamiast przydziału według sugestii samych radnych, co wynika z kwalifikacji, kompetencji i zainteresowań poszczególnych osób, przydział został zadekretowany przez rządzących powiatem PS i PiS. Starosta zadbał chociażby o to, aby w Komisji Oświaty nie znalazła się radna Koalicji Obywatelskiej, na co dzień nauczycielka i żona burmistrza - Renata Rak. Zastąpił ją… nieoceniony Krzysztof Lis.
Propozycja radnego Platformy Macieja Kaźmierskiego, aby w Komisji Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego zasiadł posiadający odpowiednie przygotowanie i doświadczenie dr Grzegorz Grondys, została również odrzucona. Zamiast niego do Komisji przydzielono nowego kolegę Starosty Lisa z PS - pana Grzegorza Poczobuta. Ten dawniej ideologicznie zaangażowany były SLD-owski działacz jest obecnie hardym pretorianinem Starosty, suflerującym mu na sesjach Rady Powiatu. Historia radnego Poczobuta jest zresztą bardzo ciekawa. Kiedyś szef lokalnych struktur SLD, potem mocno zżyty z radykałami z klubu RDSZ, dziś nowa twarz bezideowego Porozumienia Samorządowego. Wydaje się, że Pan Grzegorz dość trafnie wybrał nowe środowisko pracy, gdyż do perfekcji opanował kluczową cechę zapewniającą mu swobodną egzystencję w świecie lokalnej polityki - konformizm. Ta genialna polityczna mimikra zapewne daje mu pozorne poczucie posiadania wpływu na to, co dzieje się w powiecie. To oczywiście mrzonka, bo przy autorytarnym usposobieniu wodza jedyna przewidziana dla niego rola, to rola statysty.
Oczywiście wszystkie te działania Starosty można oceniać w charakterze błahych złośliwości i małostkowego odwetu. Jednak pozbawienie Renaty Rak mandatu radnej to już sprawa większego kalibru. Wydaje się, że fakt zasiadania w Radzie Powiatu radnej Rak, na co dzień małżonki Burmistrza Miasta nieco Starostę „uwierał”. Zdawał sobie za pewne sprawę, że w odróżnieniu od innych swoich radnych, tutaj nie ma co liczyć na żaden „hołd lenny” do jakiego przywykł.
Renata Rak w momencie wyboru na radną sprawowała jednocześnie funkcję wicedyrektora w Zespole Szkół Technicznych w Szczecinku. Szkoły, dla której organem prowadzącym jest samorząd powiatowy. Zanim podjęła decyzję o starcie w wyborach, zaciągnęła opinii prawników, z których wynikało, że nie ma kolizji w jednoczesnym sprawowaniu obu funkcji. Starostwo miało jednak odmienne zdanie i wkrótce po zaprzysiężeniu Pani Renaty na radną, wysłano do Wojewody prośbę o opinie prawną, jednocześnie obszernie artykułując własne wątpliwości w przedmiotowej sprawie. Nie trudno było się domyśleć, że Wojewoda z PiS przychyli się do argumentacji starostwa. Nakazał złożenie Pani Radnej mandatu w okresie 3 miesięcy lub rezygnację z funkcji wicedyrektora szkoły. Jeśli to by nie nastąpiło, upoważnił Radę Powiatu do podjęcia uchwały o wygaszeniu mandatu.
W międzyczasie sama radna otrzymała skrajnie odmienne interpretacje prawne, między innymi od biura analiz prawnych kancelarii sejmu, z których wynikało, że nie ma przeciwwskazań aby jednocześnie sprawować obie funkcje. Podobną, ustną opinię wyraził sędzia Mazur będący Komisarzem Wyborczym. Sprawa więc wydawała się absolutnie niejednoznaczna.
W tej sytuacji liczono, że Pan Starosta zachowa się przyzwoicie i umożliwi obiektywne rozstrzygnięcie problemu przez Wojewódzki Sąd Administracyjny. Nie bez znaczenia jest też fakt, że w przypadku gdyby orzeczenie WSA byłoby dla radnej pozytywne, mogłaby ona utrzymać swój mandat. Do tego była jednak potrzebna wola większości Rady Powiatu, w tym również ludzi Starosty.
Tak się nie stało. Mandat Pani radnej rękami PiS i radnych PS został bezceremonialnie wygaszony, pozbawiając ją tym samym możliwości dalszego sprawowania funkcji nawet w przypadku korzystnego dla niej orzeczenia WSA.
Makiaweliczny rozmach Pana Starosty widać również w jego ostatnich posunięciach. W połowie kwietnia, na wniosek Starosty odbędzie się nadzwyczajne zgromadzenie wspólników szpitala, na którym odwołanych zostanie 2 dotychczasowych członków Rady Nadzorczej. W ich miejsce delegowani zostaną związany z PiS Romuald Michel (obecnie kolega Jacka Pawłowicza z Uzdrowiska Połczyn) oraz Pani Ewa Mikłasz - nowy skarbnik starostwa powiatowego, wcześniej zatrudniona w szpitalu i rozstająca się ze szpitalną spółką w delikatnie mówiąc dość kontrowersyjnych okolicznościach.
Te działania to z jednej strony zapewne spłata zobowiązań wobec nowego koalicjanta z PiSu, z drugiej zaś, można podejrzewać celowy taktyczny zabieg, który umożliwi Panu Staroście bezproblemowe odwołanie obecnego Prezesa Szpitala. Nie sposób nie podejrzewać, że jest to prywatna wendetta Starosty przeciwko byłemu Burmistrzowi Miasta Jerzemu Hardie Douglas, który na co dzień pracuje w szpitalu - jest jednym z 2 onkologów w szczecineckim szpitalu i wyrabia ponad połowę limitu przyjęć wszystkich pacjentów w poradni onkologicznej.
To pewne deja vu, gdyż Pan Starosta już raz zwalniał Jerzego Hardie-Douglasa z pracy w szpitalu. Teraz dyskretnie grozi palcem, że może zrobić to ponownie.
Co istotne, wkrótce po wyborach, w sprawie szpitala doszło do spotkania pomiędzy Burmistrzem Rakiem a Starostą. Uzgodniono, że wszystkie decyzje, w tym również personalne będą zawsze konsultowane przez obu właścicieli. O planowanej wymianie części rady nadzorczej obecny Burmistrz dowiedział się jednak z mediów…
Starosta fundamentalnie też łamie zasady zdrowej współpracy między właścicielami szpitala prowadząc choćby korespondencję z Ministerstwem Zdrowia i Wojewódzkim Funduszem Zdrowia bez porozumienia z miastem. Istnym kuriozum jest już sam fakt, że pisma nie są nawet kierowane do wiadomości miasta. To ostateczny dowód na to, że Lis chce mieć swoisty „monopol” na szpital, a w swoich działaniach nierzadko wkracza w kompetencje zarządu szpitala włączając go do własnych rozgrywek politycznych.
Lis to człowiek inteligentny, zorganizowany i - o czym już wielokrotnie mówiłem - raczej kompetentny. Nie trudno mu zatem odmówić cech, które w polityce są atrybutami bardzo pożądanymi.
Marzy mu się, aby być wielkim, charyzmatycznym politykiem, ikoną „tej ziemi”. Jednak w moim przekonaniu, nigdy ikoną nie zostanie. Robi bowiem wszystko, czego dobry samorządowiec nigdy by nie zrobił: dzieli zamiast szukać kompromisów, rozprasza potencjał zamiast go koncentrować, tworzy kasty zależnych od niego zawodowo wasali, którzy trwają przy nim z poczucia strachu, raczej nie z szacunku. Kiedyś upokarzany przez byłego SLD-owskiego „barona”, dziś za wszelką cenę chce się do niego upodobnić.
Ocena postrzegania Starosty może ulec zmianie nie tylko przez to, co obserwujemy na co dzień w Szczecinku, ale również przez to, co dzieje się w jego rodzinnych Barwicach. Jak wiemy nie jest to gospodarcze eldorado, a w świetle ostatnich doniesień wydaje się, że barwicki samorząd to istna Stajnia Augiasza. Przez ostatnie lata rządził tam człowiek Starosty, Porozumienie Samorządowe miało większość w Radzie Miasta, podobnie zresztą jak ma to miejsce obecnie.
Zatem skala trudnych do uzasadnienia umorzeń podatków w czasach mizernej sytuacji finansowej gminy budzi szereg uzasadnionych wątpliwości i pytań. Jak choćby umorzenia kilkudziesięciu tysięcy złoty dla Spółdzielni Mieszkaniowej, w której Starosta Lis jest szefem Rady Nadzorczej!
W Barwicach od lat rządzi Porozumienie Samorządowe, jego liderem jest Krzysztof Lis i nawet jeśli nie miał bezpośredniego wpływu na nieodpowiedzialne decyzje swoich kolegów, to jako lider tej formacji bierze pełną polityczną odpowiedzialność za to, co się tam wyprawia.
Przed Panem Starostą trudne czasy. Na co dzień wątpliwa przyjemność współpracy z radnymi PiS, w szeregach których są byli SBcy, bankrutujący PKS i poręczenia pożyczek dla tej spółki na blisko 2.5 mln złotych, widmo realnej utraty oparcia w PiSie, który na jesieni może przegrać wybory, kolejne wybuchające „medialne pożary” w Barwicach i pewnie szereg innych problemów, z którymi przyjdzie się mierzyć temu doświadczonemu samorządowcowi.
Zatem czy warto Panie Starosto skupiać się na konsekwentnym psuciu relacji z władzami miasta, na których opiera się realne bieżące wsparcie finansowe dla naszego szpitala i od których zależy powodzenie innych ważnych dla społeczności powiatu projektów?
Odpowiedz jest prosta: nie warto.
Jakub Hardie-Douglas