Kucharz zawinił, kota ukarali

  • Blogi
  • Felietony
Grzegorz Grondys / 25.01.2019 / Komentarze
Obrazek użytkownika Grzegorz Grondys
Felieton dr Grzegorza Grondysa

Od dłuższego czasu przerabiamy kolejne dziwne pomysły ekipy rządzącej. Ostatnim jest wystrzelanie w Polsce dzików, które ma być remedium na afrykański pomór świń.

I tu nasuwa się pytanie. Czy to dziki wchodzą do chlewów i zarażają świnie? Czy może jest tak, jak w norweskim przysłowiu „kucharz zawinił, kota ukarali". W tym przypadku winę ponosi człowiek. To człowiek nie przestrzega procedur obowiązujących przy hodowli zwierząt, nie myje się, nie zmienia ubrań, nie stosuje mat odkażających, wbrew przepisom prowadzi niekontrolowany ubój, nie stosując przepisów sanitarnych przewozi i handluje mięsem.

Można sugerować jeszcze jedną przyczynę rozprzestrzeniania ASF-u. Sam rozmawiałem z człowiekiem mającym gospodarstwo w bezpośrednim sąsiedztwie lasu. Chwalił się, że hodując świnie, w czasie huczki wypuszcza je do lasu, żeby zostały zapłodnione przez odyńce. W wyniku tego, maciory wydają na świat „świniodziki”, które mają lepsze mięso niż świnie, jest ono smaczniejsze, bardziej różowe. Najważniejsze, że lepiej się sprzedaje. Czy takie zachowanie nie jest jednym ze sposobów rozprzestrzeniania afrykańskiego pomoru świń? W ten sposób powstają też krzyżówki genetyczne, które często stanowią zagrożenie dla ludzi, tak jak to ma miejsce w przypadku krzyżówek wilków z psami.

Wcześniej Minister Środowiska miał pomysł zbudowania płotu na wschodniej granicy. W tej chwili skupiono się na likwidacji dzików przez ich odstrzał. Za tym pomysłem, cały hejt skupia się na myśliwych jako wykonawcach, w tym przypadku pomysłu rządowego, pokazującego indolencję i bezsilność pomysłodawców. Czas od znalezienia przy brzegu rzeki Bug pierwszych dwóch dzików zarażonych ASF przespano. Plotka niesie, że znaleziono je
w pozycji siedzącej jeszcze obłożone lodem. Od tego czasu jakoś trudno doszukać się w mediach programów uświadamiających drobnych rolników mieszkających pod lasem o zagrożeniach wynikających z bezmyślności, programów informujących o sposobach rozprzestrzeniania się tego wirusa oraz sposobach przeciwdziałania temu. Nie ma też planów kontroli, tych malutkich gospodarstw. Łatwiej jest kontrolować duże przedsiębiorstwa, które muszą przestrzegać określonych procedur przy hodowli zwierząt. Kolejna negatywna uwaga jest taka, że zwierzęta, które uśmiercono z powodu znalezienia w stadzie osobnika zarażonego ASF, ze wschodnich województw wożono do utylizacji do Poznania, zamiast zrobić to na miejscu ograniczając rozsiewanie wirusa.

Czy z roku na rok Państwowe Gospodarstwo Leśne „Lasy Państwowe" może narzucać myśliwym zwiększone do absurdu plany odstrzału zwierząt grożąc, że pozbawią koła łowieckie dzierżawionych obwodów? To „Lasy Państwowe” traktują jelenie jak szkodniki i najchętniej by się ich pozbyły z lasu, chociaż jelenie i dziki są w lesie u siebie. Tajemnicą poliszynela są działania nadgorliwych nadleśniczych, którzy już w połowie sezonu łowieckiego wróżyli z fusów, że plan odstrzału nie zostanie zrealizowany i podejmowali działania mające na celu pozbawienie kół łowieckich dzierżawionych obwodów. Nadleśnictwa są zainteresowane tworzeniem na tych terenach ośrodków hodowli zwierząt, gdzie sami będą bez jakiejkolwiek kontroli odstrzeliwać zwierzęta. Jeśli nie będą to robić myśliwi, którzy mają wpojone zasady etyki myśliwskiej to będą do zwierząt strzelać inni, bez żadnych zasad. Myśliwym zabrania się dokarmiania zwierzyny, aby zatrzymać ją w lasach, gdy w tym samym czasie, w tak zwanych „ohazetach” wywozi się karmę do lasu wręcz ciężarówkami. Wcześniej dziki, tak jak wszystkie inne gatunki posiadały okresy ochronne. Później wprowadzono możliwość odstrzału ich przez cały rok, a obecnie za sprawą Ministra Środowiska przez cały rok można strzelać również do loch ciężarnych czy prowadzących młode. I nawet za to płacą! Żaden normalny myśliwy nie będzie tego robił. Presja wywierana przez Ministerstwo Ochrony Środowiska spowodowała podanie się do dymisji przez Łowczego Krajowego oraz szefa PZŁ. Pewnie, ze wskazania ministra, funkcje te będą pełnić inni, ale czy wykażą się przestrzeganiem zasad etyki łowieckiej?

Kolejnym problemem utrudniającym realizację odstrzałów narzucanych przez „Lasy” jest rosnące wręcz w postępie logarytmicznym pogłowie wilków. Traktowanie w Polsce wilka jako symbolu nie przyczynia się do racjonalnego myślenia o zagrożeniach wynikających z ich niekontrolowanego rozprzestrzeniania się. Wilk w naszych lasach nie ma naturalnych wrogów, tym bardziej człowiek nie stanowi dla niego zagrożenia, więc dlaczego ma się go bać? Już nie tylko dzikie zwierzęta padają łupem wilków. Coraz częściej ich łupem padają zwierzęta hodowlane czy domowe. To już nie jest problem tylko Bieszczad. Wystarczy przytoczyć przypadki zagryzienia zwierząt hodowlanych w Tarmnie czy Łubowie. W lesie nie spotyka się młodych saren, ani warchlaków. Za to na każdym kroku spotyka się ślady po ucztach wilków.

A może w tym przypadku dziki są tylko narzędziem do osiągnięcia celu politycznego jakim jest chęć przejęcia elektoratu PSL? Mówi się o tym coraz głośniej. I tu nie mogę się powstrzymać od uwagi, kiedy to złodziej pierwszy krzyczy - łapać złodzieja. Czy teraz takimi przysłowiowymi złodziejami nie są ci, którzy dążą do wystrzelania dzików?

Grzegorz Grondys

Foto: Sławomir Włodarczyk

Autor jest myśliwym, członkiem Polskiego Związku Łowieckiego

Od redakcji: czytaj też: http://www.miastozwizja.pl/tvn24-mysliwi-sie-zbuntowali