Majówka z wędką.
- Blogi
- Felietony

Od lat początek maja kojarzony jest z długim weekendem oraz pochodami trzeciomajowymi. I jedno i drugie potrafi wywołać uśmiech na twarzy, ale dla szerokiej braci wędkarskiej jest to szczególny czas z innego powodu. Mianowicie z dniem 30 kwietnia kończy się okres ochronny najliczniejszego obok okonia drapieżnika naszych wód – szczupaka (Esox lucius). Szybko rosnąca temperatura wody w akwenach i trudy tarła, które odbywa się w marcu i kwietniu, znacznie zwiększają apetyt ryby i sprzyjają aktywnemu żerowaniu. Dla mnie jest to czas wyjątkowo szczególny, ponieważ jestem zapalonym spinningistom. Wędkarstwo podlodowe uprawiam sporadycznie, a zimowe wyprawy łososiowo-trociowe do najprzyjemniejszych nie należą, więc od listopada moje wędki stoją w garażu i czekają na oficjalne rozpoczęcie sezonu wędkarskiego w maju. Oczywiście w pierwszej kolejności muszę udobruchać żonę, ponieważ nie podchodzi tak entuzjastycznie do mojego hobby jak ja. Długi weekend nie jest w tym względzie szczęśliwą datą, ale do tej pory udawało mi się wynegocjować dzień lub dwa tylko dla siebie, za co żonie serdecznie dziękuję.
Jeżeli ktoś nie widział jeszcze jak wygląda szczupak, to poniżej zamieszczam jego zdjęcie:
Fot. wikipidia.org
Ryba bardzo charakterystyczna. Znakiem rozpoznawczym jest kaczy dziób, cętkowany wzór na skórze i ubarwienie, w zależności od siedliska, od zieleni na brązach kończąc. Występuje zarówno w jeziorach i rzekach, ale można szczupaka złowić także w strefie przybrzeżnej Bałtyku, szczególnie w okolicach ujścia rzek.
Osobiście więcej frajdy sprawia mi spiningowanie (rodzaj aktywnego wędkowania z użyciem sztucznej przynęty imitującej potencjalną ofiarę, którą się cyklicznie wyrzuca i ściąga za pomącą wędki z kołowrotkiem) na rzekach. Przede wszystkim w każdym sezonie musimy odkrywać łowisko na nowo, ponieważ koryto regularnie zmienia swój kształt po przejściu wysokiej wody. Tam gdzie do tej pory było wypłycenie i górka, może się znajdować głęboka rynna, albo rzeka mogła nanieść na przykład konar powalonego drzewa. Niezwykle urozmaica to wędkowanie, ale można się wielokrotnie rozczarować, udając się na super „miejscówkę” z poprzedniego sezonu, która okazuje się kompletnie zmienionym łowiskiem. Dodatkowym smaczkiem łowienia na rzece jest walka nie tylko z sama rybą, ale i nurtem. Nie raz miałem się okazję o tym przekonać, że nawet niewielkich rozmiarów szczupak może dać niezapomniane wrażenia z holu, jeśli skorzysta z siły swojego naturalnego sprzymierzeńca, jakim jest nurt wody.
Tegoroczne łowy zamierzam otworzyć na jez. Trzesiecko oraz Kocie Duże. Kocie mimo nazwy jest niewielkim 35 hektarowym akwenem, w którym woda nagrzewa się szybciej i mogę liczyć na dobre wyniki od początku sezonu. Spininguję tam z brzegu brodząc po pas w wodzie. Takie „piesze” wycieczki są bardzo przyjemne, szczególnie kiedy trafiam na słoneczną majową pogodę. Przede wszystkim nie muszę zmagać się tłumem gapiów i pytaniami co 10 min „I jak panie…bierze?”, a jedynym zakłóceniem spokoju jest ruch samochodów na biegnącej nieopodal drodze krajowej. Niestety mimo swojego uroku, szanse na zmierzenie się z „grubym” szczupakiem na Kocim są małe, ponieważ poławia się tam okazy w granicach 1-2 kg. Większej zdobyczy szukam na Trzesiecku i jez. Pile. Zbiorniki zdecydowanie większe, głębsze, z urozmaiconym ukształtowaniem dna. Tutaj łódka jest niezbędna, aby w pełni wykorzystać z ich potencjału. Mam na myśli obławianie górek, spadów, blatów, rynien, uskoków dna oraz niedostępnych partii trzcinowisk. Jak ciekawym łowiskiem jest Trzesiecko pokazuje plan batymetryczny:
Jednocześnie obok dużego szczupaka, mogę się tu zmierzyć z pieknymi okoniami, a sztuki ważące powyżej jednego kilograma nie są rzadkością. Sam niejednokrotnie byłem świadkiem holu dużego „garbusa”. Już niebawam, bo od pierwszego czerwca, będę także mógł penetrować głebsze partie wody w poszukiwaniu sandacza, który jest rybą bardziej chimeryczną i trzeba poświęcić więcej czasu i wysiłku, aby skłonić go do brania, co czyni go wędkarskim wyzwaniem. Lipiec z kolei jest miesiącem króla naszych wód, czyli suma, którego także możemy spotkać w Trzesiecku.
Podsumowując, cieszę się, że mam takie jezioro pod nosem. Od kilku lat na Trzesiecku nie ma odłowów rybackich. Polski Związek Wędkarski wspólnie z Miastem prowadzi rokrocznie kosztowne zarybienia szczupakiem, sandaczem, węgorzem, sumem i linem, więc populacja ryb jest liczna i obfituje w dorodne okazy. Może i Trzesiecko nie jest miescem dla przysłowiowego pustelnika, gdzie wędkarz może się w stu procentach wyciszyć