Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
- Blogi
- Felietony

Szpital potrzebuje kolejnej pożyczki. Pewnie ok.1,2-1,3 mln zł. A przecież dopiero co oddał miastu poprzednią. Co się stało?
Od wielu lat chwalimy się naszą lecznicą. Dobra opinia o wielu oddziałach powoduje, że pacjenci „walą drzwiami i oknami” z ościennych powiatów, a wielu z innych województw. Chorzy przebywają w komfortowych warunkach. Sale małe, często jedno-dwułóżkowe z własnymi węzłami sanitarnymi. Niezłe (jak na szpital) jedzenie. Personel życzliwy, opieka specjalistyczna na wysokim poziomie.
Szpitalny Oddział Ratunkowy, do którego zgłosić się może każdy niezależnie od miejsca zamieszkania, stał się faktycznie oddziałem nie powiatowym, a regionalnym. Przyjeżdżają do niego chorzy z miejscowości odległych czasami o 100 km i więcej. Część z nich po zaopatrzeniu i przebadaniu, po paru godzinach wraca do domu, inni przekazywani są do bardziej gruntownego leczenia w poszczególnych oddziałach szpitala. Szpital szczecinecki traktowany ciągle przez NFZ jako szpital pierwszego (najniższego) stopnia referencji, wykonuje dziesiątki unikatowych procedur, czasami niewykonywanych w klinikach. O co więc chodzi? Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Właściwie ten wstęp jest w znacznym stopniu odpowiedzią na tak zadane pytanie. Chodzi o to, że jesteśmy zbyt dobrzy, a nieprzemyślana reforma wprowadzająca „budżetowanie” szpitali, de facto premiuje tych, którzy unikają leczenia pacjentów. Bo PiS-owska reforma jest reformą demotywacyjną. Pacjent, szczególnie ten „skomplikowany” czyli droższy, stał się kosztem i najlepiej się go pozbyć.
O ile sieć szpitali wydaje się pomysłem akceptowalnym, o tyle już budżetowanie szpitali, nie. W latach 2014-2018 przychody szczecineckiego szpitala corocznie wzrastały. W 2014 r. było to 33,4 mln zł, a kolejnych: 33,8 – 35,9 – 39,5, by w roku 2018 osiągnąć ok. 43,8 mln zł.
Przychód szpitala składa się jakby z dwóch części. Jedną stanowi przydzielony ryczałt (leczenie w oddziałach szpitalnych i poradniach specjalistycznych), drugą przychody wyłączone z ryczałtu (porody, noworodki, tzw. pakiet onkologiczny, SOR, zespołu ratunkowe, badania obrazowe, nocna i świąteczna pomoc lekarska i inne). Obie części rozkładają się mniej więcej po połowie. Jednak przyznając ryczałt dla naszej lecznicy na 2018 r. NFZ oparł się o wynik z roku … 2015!!!. Dlaczego, przecież to absurd? Parafrazując panią premier Szydło – „.. bo widocznie tak im się należało”.
Szpital jest „rozkręcony”. Został w ostatnich latach rozbudowany, zmodernizowany, doposażony. Powstały nowe oddziały, lądowisko dla helikopterów, SOR. Kolosalnie zmieniła się na korzyść część hotelowa, rozrosła diagnostyka. Nasz ośrodek został przygotowany do przekształcenia w szpital specjalistyczny, nazywany dziś szpitalem II-go stopnia referencji. Jednak PiS doszedł do władzy i tak się nie stało. Szczecinek klasyfikowany jest na równi z małymi, faktycznie „powiatowymi” szpitalami, jak dla przykładu w Człuchowie, Połczynie, czy Złotowie, i to mimo tego, że dzieli je przepaść. Ten szczecinecki to już duża jednostka lecznicza, zatrudniająca ok. 460 osób! Jest przygotowana na pracę dającą przychody z leczenia na poziomie 55- 60 mln zł, a tymczasem musi zaspokoić potrzeby personelu i leczonych przychodami rzędu 44 mln zł. Zaliczenie nas do I stopnia wkrótce może skutkować jeszcze większymi problemami, bo resort zdrowia myśli o zróżnicowaniu zapłaty za te same procedury wykonywane na różnym stopniu referencyjności. Przykładowo za wycięcie jelita z guzem nowotworowym szpital w Koszalinie (II stopień referencji) dostanie więcej pieniędzy niż szczecinecki (I-szy stopień). Paranoja. A już dziś wiele procedur medycznych jest niedoszacowanych. Co to oznacza? To oznacza, że na leczenie chorego szpital często wydaje dużo więcej niż otrzymuje na jego leczenie z NFZ. Takich „niedoszacowanych” jednostek chorobowych jest mnóstwo.
Fundusz Zdrowia „przydzielający” ryczałt i będący płatnikiem środków poza ryczałtowych ma wymagania. Na oddziale musi być zatrudniona określona minimalna liczba lekarzy specjalistów. Ministerstwo Zdrowia określa normy liczby pielęgniarek oparte na wskaźnikach ilości posiadanych przez oddział łóżek, normy zatrudnionego personelu średniego i pomocniczego, normy posiadanej aparatury, różnorakich pracowni, poradni itd. itd. Tyle, że wszystko to nie jest skorelowane z rosnącymi lawinowo wydatkami na leczenie, a przede wszystkim na płace. Zupełnie abstrahuję od ilości przekazywanych przez NFZ środków, jak również od sytuacji na rynku pracy. Rządzący określają płacę minimalną, ale też w specjalnej ustawie sektorowej gwarantują kolejnym grupom zawodowym wzrost uposażenia. Generalnie jest to oczywiście słuszne, o ile idą za tym odpowiednie środki przekazywane przez płatnika (czytaj NFZ).
To, że będzie źle, widać było gołym okiem w momencie ogłaszania założeń do tzw. PiS-owskiej reformy opieki zdrowotnej. Miało być lepiej, ale nikt zdroworozsądkowy w to nie wierzył. Bo ta reforma cofa nas do PRL-u. Praktycznie zniknęło pojęcie tzw. „nadlimitów”, wypracowywanych co roku przez szpital w Szczecinku i będących przyczyną corocznego wzrostu przychodów. Szpital nie radzi sobie z ograniczaniem ilości przyjmowanych pacjentów, a to generuje ponoszenie nierefundowanych przez nikogo kosztów. Mimo licznych prób zmiany tego stanu rzeczy, przyjmuje więcej chorych niż w 2017 roku, a w części ryczałtowej otrzymuje pieniądze takie jak w roku 2015!
W roku 2015 na najdroższym Oddziale w Szpitalu – Oddziale Intensywnej Terapii mieliśmy cztery łóżka. Dziś mamy ich osiem, ale NFZ wyliczając ryczałt dla Szczecinka, uwzględnił cztery. Z przydzielonych dla Oddziału pieniędzy, które możemy określić jako 100%, wydaje… 170%. I nie jest w stanie tego ograniczyć. To jeden z ważniejszych powodów dla których mamy „zadyszkę”. Tylko te kilka „niezapłaconych” łóżek OIT-owskich to ok. 1,5 mln zł, a może i nieco więcej „w plecy” w ciągu roku. Sam Oddział Chirurgii Ogólnej i Onkologicznej, do którego trafia wielu pacjentów z poza rejonu, często odsyłanych z innych szpitali, albo też przyjeżdżających tu, bo nie chcą leczyć się w szpitalach w swoich miejscowościach, generuje straty dochodzące do miliona zł w kwartale.
Drugim problemem są sprawy kadrowe i lawinowo rosnące żądania płacowe wynikające ze świadomości, przede wszystkim lekarzy, że jest ich z roku na rok mniej. A wiedzą, że bez nich leczyć się nikogo nie da, więc „śrubują” płace. Podobnie jest zresztą z pielęgniarkami, których też zaczyna dramatycznie brakować. Takie jest odwieczne prawo popytu i podaży i nie ma się co na nie obrażać. Trzeba raczej bić się w piersi, że przez tyle lat problem lekceważono. A dziś, jeśli drastycznie nie wzrosną nakłady państwa na opiekę zdrowotną (i to nie za kilka lat, ale natychmiast), to problem jest nie do rozwiązania. Czasu już nie ma. Za kilka miesięcy z powodu braku lekarzy będą zamykane dziesiątki szpitali w Polsce. Oby nie w Szczecinku. Duże szpitale w dużych aglomeracjach jeszcze jakoś funkcjonują. U nich ½ lekarzy to znacznie „tańsi” rezydenci. Dla szpitali w mniejszych ośrodkach rezydentów już brakuje, a na zapełnienie pełnej obsady wyłącznie wysoko wykwalifikowanymi lekarzami, tych mniejszych ośrodków nie stać. Poza tym lekarze nie chcą pracować w szpitalach powiatowych. Nowi nie chcą się w nich zatrudniać, a starzy uciekają. Szczecinek z nowoczesnym, świetnie wyposażonym szpitalem, posiadający akredytację do specjalizowania rezydentów, jest jeszcze w miarę atrakcyjny i ktoś tu w końcu do pracy przyjdzie. Jednak szpitale mniejsze: Połczyn, Drawsko, Białogard, Człuchów, Miastko, są w „czarnej dziurze”. A gdy zaczną się po kolei zamykać, napór na Szczecinek będzie jeszcze większy. A my, mimo całej kolizji z etyką lekarską, musimy ograniczać ilość pacjentów bo zniknęło pojęcie nadlimitu i za leczonych ponad liczbę z 2015 r. NFZ nie zapłaci. To oczywiście pewne uproszczenie, ale bardzo bliskie prawdy. Można sobie wyobrazić, że jakiś szpital na skutek kłopotów finansowych, kadrowych, znika z mapy świadczeń zdrowotnych. Jednak pacjenci nie znikają. Gdzieś muszą się leczyć. Wydawałoby się oczywiste, że środki z upadającego szpitala przejmą lecznice ościenne np. Szczecinek, do którego trafią pacjenci. Jednak nic takiego się nie dzieje. Część z tych chorych będziemy musieli przyjąć i leczyć, tylko że nikt za nich nie zapłaci.
Przyczyn dla których nie udaje się zbilansować działalności naszej lecznicy jest znacznie więcej i żeby było jasne, żadna nie wynika z błędów w zarządzaniu. Ja wskazałem tylko na te najważniejsze.
PiS-owscy ignoranci doprowadzili nas na skraj przepaści. Zanim zacznie się eksperymentować na ludziach, powinno się innowacyjne pomysły wypróbować na zwierzętach. Jednak PiS wprowadza swoje pisane na kolanie reformy w nocy, „krótką ścieżką”, tak jak chce Prezes.
Trwa rozpaczliwa próba optymalizacji kosztów funkcjonowania naszego szpitala. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem profesjonalizmu i prób opanowania sytuacji przez Prezesa Radosława Niemca. Na comiesięcznych spotkaniach Rady Nadzorczej, zapoznaję się z wielokierunkowymi działaniami które zmniejszają straty. Wydaje mi się, że przy dużym szczęściu i zrozumieniu sytuacji przynajmniej przez część personelu, uda się znacznie poprawić wynik finansowy, bo szczerze mówiąc w zrównoważenie wydatków i wpływów nie wierzę.
Szpital w Szczecinku to duży pracodawca. Wartość nowoczesnego szpitala, dającego poczucie bezpieczeństwa mieszkańcom naszego regionu, trudno przecenić. Dlatego trzeba udzielić krótkotrwałej pożyczki, potem udzielić gwarancji na kredyty i modlić się, aby koszmar rządów PiS wkrótce się skończył.
Dla chętnych poszerzania tematu przekazuję poniżej link do ciekawego artykułu:
Jerzy Hardie-Douglas
Foto: rynekzdrowia pl