Trąd w ministerstwie sprawiedliwości

  • Blogi
  • Felietony
MIrosław Wacławski / 03.09.2019 / Komentarze
Obrazek użytkownika MIrosław Wacławski
Felieton mecenasa Mirosława Wacławskiego

To co dzieje się w Ministrowie Sprawiedliwości przekroczyło już wszelkie granice.

Wykorzystywanie aparatu państwa do walki z przeciwnikami politycznymi nie tylko dyskredytuje rządzących, ale przede wszystkim obnaża ich prawdziwe oblicze.

Okazuje się, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie służy społeczeństwu tak ja powinno i do czego powołane są poszczególne organy Państwa, ale walczy i zwalcza określone grupy społeczne, które śmią myśleć i działać inaczej niż władze.

W czasach PRL-u i z resztą w każdym państwie o zapędach dyktatorskich do zwalczania przeciwników politycznych służyła tajna Policja.

W III RP do tych celów używa się funkcjonariuszy ministerstwa zwanego Ministerstwem Sprawiedliwości a funkcjonariuszami tymi są osoby o statusie sędziego.

Większej kompromitacji Państwa wydaje się, że już być nie można.

„Piszę” wydaje się, bo coraz częściej zaskakiwani jesteśmy nowymi faktami, które jeszcze kilkanaście miesięcy temu można było by traktować jako SF.

Mnie w tym wszystkim zastanawiają dwie kwestie.

Pierwsza to użyte przez wiceministra Ł. Piebiaka w rozmowie z Emilią określenie „za czynienie dobra nie wsadzamy”. Zadaje sobie pytanie, kim są ci co decydują o „wsadzaniu”. Dotychczas sądziłem, że o winie i wymierzaniu kary decyduje sąd. Okazuje się jednak, że wcale tak nie jest. To urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości mają decydować, co jest przestępstwem a co nie, kto będzie odpowiadał karnie a kto nie i jaki rodzaj kary zostanie wymierzony.

Ten zwrot „za czynienie dobra nie wsadzamy” jest oczywiście pewnym skrótem myślowym.

Obrazuje on jednak podejście do prawa przez urzędników MS, które najprościej mówiąc sprowadza się do stwierdzenia – proszę się nie obawiać, bo to my decydujemy o tym, kto zostanie oskarżony.

Rodzi się też pytanie jak mogło dojść do tego, że sędziowie przyjęli taką postawę i w ten sposób traktują prawo?

Wg mnie odpowiedź jest banalnie prosta i odpowiem na nie innym pytaniem.

A kto ich tak rozzuchwalił?

To Ci urzędnicy na co dzień obserwują przecież łamanie prawa przez władze, chociażby poprzez sposób powoływania sędziów, wybór członków TK, KRS, publikowanie orzeczeń TK, realizację przez Kancelarię Sejmu wyroku NSA. I to Ci urzędnicy widzą, że nikomu nie dzieje się dzisiaj żadna krzywda.

Bezprawie rozzuchwala i rodzi dalsze bezprawie, które rozlewa się na kolejne dziedziny życia.

Mamy do czynienia z regułą kuli śnieżnej a trąd wylewa się, czy już dawno się wylał z MS.

Drugą kwestią są granice odpowiedzialności Ministra Sprawiedliwości.

Przyjmuję tłumaczenie premiera i wszystkich przedstawicieli władzy, że przecież minister nie ma możliwości kontrolowania wszystkiego i wszystkich podległym jemu w ministerstwie. Jest to oczywiste i należy się z tym zgodzić.

Tylko, że ta okoliczność, jeżeli faktycznie miała miejsce, to znaczy jeżeli faktycznie minister nie uczestniczył lub nie aprobował ujawnionego już nagannego postępowania swoich urzędników uwalnia ministra jedynie od odpowiedzialności karnej. Pozostaje natomiast odpowiedzialność polityczna. Zadajmy sobie proste pytanie.

Za co politycznie odpowiada każdy minister?

Według koncepcji przedstawionej obecnie przez rządzących to praktycznie za nic. Tak naprawdę to chyba tylko –cytując klasyka – przejechanie przez ministra po pijanemu zakonnicy w ciąży na pasach mogłoby wywołać ujemne reperkusje.

Jeżeli minister nie wiedział o działaniach urzędników to za nich nie odpowiada, jeżeli w podległym mu resorcie wydarzyło się coś nagannego np.: samobójstwo skazanego to trudno, przecież minister nie może być wszędzie. Jeżeli z ministerstwa wychodzi wadliwy projekt ustawy – np. nowelizacja ustawy o IPN to trudno, ale to był tylko projekt a ustawę uchwalili posłowie. Tak można tłumaczyć każdą nieudolność. W rezultacie minister, który dobiera sobie ludzi, który tworzy zasady działania ministerstwa przedstawia program jego działania nie ponosi za nic odpowiedzialności.

Zwolennicy PIS głosowali na przedstawicieli tej partii w oparciu o program, który im przedstawiono. Teraz okazuje się, że gdy program ten realizowany jest źle, z błędami, dochodzi wśród realizatorów programu do nadużyć, to głównodowodzący zwolnieni są z jakiejkolwiek odpowiedzialności pomimo tego, że to oni właśnie stworzyli warunki i atmosferę przychylną do nadużyć.

Na ołtarzu sprawiedliwości zostają poświęceni tylko ci, którzy dali się złapać za rękę. W prawie występuje pojęcie odpowiedzialności „białych kołnierzyków", czyli tych co nie brudzili sobie rąk w sprawie a czerpali z niej korzyści.

Dziś widzimy jak „białe kołnierzyki” nie cofną się przed niczym by chronić własne oblicze.

Poświęcą każdego jak wcześniej trzeba było poświęcić Marszałka Sejmu, Prezesa KNF, doradcę Misiewicza.

Niech więc ci usłużni pomocnicy „ białych kołnierzyków” pamiętają, że gdy mleko się wyleje to dla nich zmiłowania nie będzie, szczególnie ze stronny ich szefów i to na nich spadnie całe odium odpowiedzialności.

Mirosław Wacławski

Foto: Leszek Szymański Onet