Ruszył proces w sprawie kursów języka angielskiego

  • Aktualności
Miasto z Wizją / 07.06.2018 / Komentarze
Mecenas Mirosław Wacławski: Akt oskarżenia jest tak sformułowany, że trudno doszukać się w nim sensu

W marcu do Sądu Rejonowego w Szczecinku trafił akt oskarżenia przeciwko wiceburmistrzowi Danielowi Rakowi oraz jednemu z byłych pracowników Urzędu Miasta. Chodzi o sprawę kursów języka angielskiego realizowanego w ratuszu (więcej na ten temat pisaliśmy m.in. w artykule „Prokuratura „żongluje” zarzutami wobec wiceburmistrza”). W środę, 6 czerwca w szczecineckim sądzie odbyła się pierwsza rozprawa w tej sprawie. W jej trakcie m.in. oczytano akt oskarżenia oraz przesłuchano oskarżonych. Za kilka dni przed sądem swoje zeznania złożą świadkowie.

- Dobrze, że proces się zaczął. Na razie wszystko wskazuje na to, że być może zakończy się w terminie do 1 sierpnia, na który wyznaczone jest ostatnie, końcowe posiedzenie – mówi "Miastu z Wizją" pełnomocnik wiceburmistrza mecenas Mirosław Wacławski. – To, co dziś wydarzyło się na sali rozpraw utwierdza tylko w przekonaniu, że sprawa jest, delikatnie mówiąc, na wyrost. Współoskarżony podtrzymał swoje wyjaśnienia i przyznaje się do winy. Akt oskarżenia natomiast jest tak sformułowany, że trudno doszukać się w nim sensu. Danielowi Rakowi zarzuca się działanie na szkodę poprzez fałszowanie dokumentów i współdziałanie z drugim pracownikiem. A jednocześnie temu drugiemu pracownikowi zarzuca się, że on sfałszował podpis Daniela Raka. To już jest kuriozum.

- Ktoś, kto dobrze by się wsłuchał w odczytany akt oskarżenia, to by się dopatrzył rzeczy niepojętych przez logikę. Jak można komuś zarzucać, że współdziałał celem wyrządzenia szkody z inną osobą, a tej innej osobie jednocześnie zarzuca się fałszowanie podpisu tego pierwszego oskarżonego. Ja tego nie rozumiem, bo nie ma to najmniejszego sensu.

- Nikt nie ukrywa, że pewne dokumenty zostały sfałszowane i trafiły do Urzędu Pracy. I to zrobił drugi oskarżony, który się do tego sam przyznał. Przypuszczalnie jego linia obrony polega na tym, że nie chce wykazać, iż działał sam, więc  próbuje swoją rolę pomniejszyć mówiąc o tym, że tak mu kazał zrobić przełożony. Ale trudno przyjąć, żeby przełożony kazał pracownikowi sfałszować własny podpis, bo przecież sam mógłby się podpisać i nie musiałby nikogo prosić o fałszowanie własnego podpisu. Dla mnie ta linia obrony jest kuriozalna. Ale każdy ma prawo bronić się tak, jak chce. Jest to dziwny akt oskarżenia i wszystko, co się do tej pory wydarzyło potwierdza tylko to stanowisko – dodaje mecenas.

Pełnomocnik wiceburmistrza złożył dziś także wnioski dowodowe, które mają wykazać rzeczywisty przebieg wydarzeń. Do tematu jeszcze powrócimy.

Tekst: Marzena Góra

Foto: Sławomir Włodarczyk