W muzeum pokazywali sobie... bieliznę

  • Aktualności
Miasto z Wizją / 23.06.2017 / Komentarze
W czwartek miał tu miejsce wernisaż dość niecodziennej i nieco "intymnej" wystawy

Odwiedzając szczecineckie Muzeum Regionalne możemy zobaczyć, jak żyli dawni mieszkańcy tych ziem (i nie tylko) – jak mieszkali, z jakich sprzętów korzystali, jak wyglądało tu życie przed kilkudziesięciu czy nawet kilkuset laty czy w co się ubierano przed wiekami. Jednak tym razem mamy okazję podejrzeć nieco bardziej „intymne” części garderoby, często w ówczesnych czasach niewidoczne dla oka, a także będące swoistym tematem tabu. W czwartek, 22 czerwca podczas wernisażu muzealne sale wystaw czasowych wypełniły się pantalonami, halkami, pończochami, gorsetami czy nocnymi „wdziankami”. Choć nowa wystawa nosi tytuł „O tym się nie mówi”, to goście przewrotnie mieli okazję wysłuchania krótkiego wykładu Anny Dymnej, autorki wystawy, która zdradziła garść ciekawostek odnośnie dawnych trendów bieliźniarskich.

- Przede wszystkim chciałabym zwrócić uwagę na stroje, które można zobaczyć w pierwszej sali i które dzieli ponad 200 lat. Widzimy tutaj np. fortugał, który pojawił się już w połowie XVI wieku. Jak głosi plotka, modę tę wprowadziła hiszpańska księżniczka Juana, która w ten sposób chciała ukryć nieślubną ciążę. Ale moda ta przyjęła się na tyle, że praktycznie do połowy XVII wieku fortugał dominował. Pojawiał się on często, choć w nieco zmienionych wersjach. Na naszej wystawie można akurat zobaczyć fortugał francuski. Jest on tak samo szeroki zarówno na dole, jak i na górze. W przeciwieństwie do krynoliny, która ma już kształt dzwonu, czyli jest bardzo wąska w pasie i bardzo szeroka na dole.

- Jeśli chodzi o szerokość krynoliny, to od lat 40. XIX wieku jej wielkość wciąż się rozrastała. W  latach 60. osiągnęła wręcz absurdalne szerokości nawet do 4 metrów średnicy – kontynuowała Anna Dymna. - To oczywiście bardzo utrudniało kobietom poruszanie się, przeciskanie się przez drzwi czy wsiadanie do wozu. A jednocześnie krynolina niekiedy okazywała się zabójcza, ponieważ kobieta uwięziona w tej „klatce” w momencie, kiedy zbliżyła się do kominka, to niestety zdarzało się i to wbrew pozorom bardzo często, że zapalała jej się suknia. Wówczas nie miała szansy się z niej uwolnić. W latach 40. i 50. w samej Wielkiej Brytanii 3 tys. kobiet spłonęło żywcem przez krynolinę. Po pewnym czasie pojawia się bielizna zwana barchanami i to z biegiem lat coraz krótszymi. Największy zwrot nastąpił w latach 20. Wtedy zaczęto skracać spódnice. To powodowało, że barchany zaczynały spod nich wystawać, wiec szukano innych rozwiązań.

Wśród eksponatów znalazły się także m.in. amerykańskie pończochy z lat 50. firmy Dior. Zwłaszcza wśród pań wywołały one spore zainteresowanie. Okazało się bowiem, ze nie tylko były cienkie jak „mgiełka” i prawie niewidoczne, to jeszcze były one bezszwowe. Dla porównania zestawiono je z „ciężkimi”, brązowymi rajstopami polskiej produkcji, pochodzącymi już z lat 80. To oczywiście jedne z licznych ciekawostek, jakie możemy spotkać odwiedzając nową wystawę czasową w Muzeum Regionalnym. Barchany, nocne czepki i wiele innych modowych trendów dawnych lat możemy obejrzeć tu do 16 lipca.

Tekst, foto: Marzena Góra