Co dalej z sądami?
- Blogi
- Felietony
Nie trzeba było długo czekać, by polityczna rzeczywistość wróciła na utarte przez ostatnie cztery lata tory. Walka o sądy wkroczyła w decydująca fazę. Oto rządzący wymyślili sobie sposób na rozwiązanie problemów, które sami stworzyli. Postanowiono więc, że uchwali się kolejną poprawkę do ustawy o sądach i poprzez prawne zapisy określi się co sędziom wolno a co nie. Wszystko to w celu ukrócenia sądowej anarchii.
O co więc tak naprawdę chodzi i co spowoduje proponowana nowelizacja. Podejmowanych dotychczas regulacji prawnych w żaden sposób nie można nazwać reformą sądownictwa. Nie zmierzały one, podobnie jak i te obecnie proponowane do usprawnienia postępowań, a jedynie do podporzadkowania sędziów władzy wykonawczej. Cały czas zastanawiam się, po co rządzącym ta walka z sądami i dochodzę do jednego wniosku. Gdy sądy będą podporządkowane władzy, to stanie się ona bezkarna. A po co rządzącym to zapewnienie bezkarności? Potrzebne jest tylko wtedy, gdy chce się prawo łamać. Gdy władza chce postępować zgodnie z konstytucją, to nie jest potrzebne dyscyplinowanie sądów.
Bzdurą jest opowiadanie, że sądy nie podlegają żadnej kontroli i są wyalienowane od społeczeństwa. Sądy i sędziowie podlegają ustawom, a ustawy muszą być wzajemnie powiązane tworząc system prawa i muszą być zgodne z nadrzędną ustawą jaką jest konstytucja. Wyodrębnianie sądownictwa jako niezależnego organu jest elementem trójpodziału władzy i dowodem na istnienie demokratycznych zasad obowiązujących w państwie.
Sądownictwo nie może podlegać rządzącym i być przez nich kontrolowane, bo to właśnie sądy sprawują sądową kontrolę nad rządzącymi. Odwracać tej zależności nie wolno.
Prostym przykładem do czego doprowadziłaby taka zależność, jest połączenie funkcji prokuratora generalnego z funkcją ministra sprawiedliwości. Doprowadziło to do tego, że prokuratorowi generalnemu podlegają sprawy, które dotyczą działań w ministerstwie sprawiedliwości, jak i np. polityków należących do ugrupowania, na czele którego stoi prokurator generalny. Czyli prokurator generalny staje się sędzią we własnych sprawach.
Powtarzałem już też wielokrotnie, że sędziowie nie mają służyć społeczeństwu. Rolą sędziów jest np. w sprawach cywilnych rozstrzyganie sporów. Jeżeli sądzenie miałoby wyglądać tak jak mówi o tym premier, to jaki miałby zapaść wyrok by obie strony były zadowolone w sporze np. o zapłatę czy o przysądzenie własności. Rozstrzygnięcie nie ma być dobre dla stron tylko sprawiedliwe.
Nie polega też na prawdzie, że społeczeństwo oczekuje zmian w sądownictwie i dlatego są konieczne reformy. Wszyscy oczekujemy zmian, ale dotyczą one procedury a nie sfery organizacyjnej. Czy za reformowanie sądownictwa należy uznać likwidowanie niektórych wydziałów w poszczególnych sądach powodujące wydłużenie drogi do sądu, podnoszenie opłat utrudniające a czasami uniemożliwiające wszczęcie postępowań, wprowadzenie zapisów komplikujących procedurę i wymagających specjalistycznej wiedzy oraz tworzące regulacje całkowicie niezrozumiałe dla osób niemających wykształcenia prawniczego. Takie właśnie rozwiązania pojawiły się w ciągu ostatnich kilku czy też kilkunastu miesięcy.
Nie słyszałem by rządzący zwracali się o konsultacje do sędziów czy adwokatów i pytano się co zmienić w procedurze by ją uprościć, a w rezultacie przyspieszyć rozpoznawanie spraw. To sędziowie, ci pierwszoliniowi, wiedzą najlepiej gdzie tkwią problemy wydłużające czy utrudniające procedowanie spraw, a nie rządzący w ministerstwach. Czy jednak tego dotyczą proponowane zmiany?
Szermuje się pojęciem oczekiwania przez społeczeństwo zreformowania sądownictwa i pod przykryciem tego oczekiwania wprowadza się zmiany wygodne dla rządzących. Czy proponowana nowelizacja rozwiąże problem? Od razu odpowiem, że nie. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej go zapętli. Ustalenie ustawą, że nie można kontrolować czy skład sędziowski był należycie obsadzony, jest rozwiązaniem na krótką metę. Ponieważ takie rozwiązanie jest sprzeczne z prawem, gdy zmienią się rządzący, a zmienią się, spowoduje to konieczność naprawienia szeregu błędów prawnych. Jeżeli wtedy okaże się, że sędziowie nowo powołani nie mieli legitymacji do sądzenia, to bez względu na zapisy obecnie wprowadzane, ich rozstrzygnięcia z mocy prawa i tak będą nieważne.
Podam prosty przykład. Gdy 13 grudnia 1981r. wprowadzono dekretem stan wojenny, to uznano ten dekret za obowiązujący. Gdy zmienił się ustrój, dekret uznano za bezprawny. W chwili obecnej można uchwalić wszystko nawet to, że doba ma 40 godzin a rok 20 miesięcy. Nie zmieni to jednak faktu, że miesięcy jest 12 a doba liczy 24 godziny.
Wprowadzona ustawa nie zmieni więc faktu, że wyroki wydawane przez niektórych sędziów mogą być uznane za nieważne, a tym samym ci co się rozwiedli będą nadal małżeństwem, a ci co wygrali pieniądze będą musieli je oddać.
Protesty w obronie sądów i sędziów to więc nie zebranie oszołomów, ale protest wobec nieprzemyślanych działań rządzących, którzy narażają nas wszystkich na poważne życiowe problemy. Te protesty to nie obrona sędziów, ale obywateli naszego kraju, wszystkich bez różnicy. Też tych, którzy wyśmiewają protestujących nie zdając sobie sprawy, że prawo nie rozróżnia, a przynajmniej nie powinno rozróżniać partyjnych barw.
Mirosław Wacławski
Foto: Marzena Góra