Wędkarski rok z pandemią w tle

  • Blogi
  • Felietony
Mariusz Getka / 14.02.2021 / Komentarze
Obrazek użytkownika Mariusz Getka
Felieton Mariusza Getki, prezesa Szczecineckiej Lokalnej Organizacji Turystycznej

Każdy wędkarz snuje plany na nadchodzący sezon, ja też pod koniec 2019 roku roztaczałem wizje na temat swoich wędkarskich eskapad. Wyprawy krajowe, zagraniczne, rekordy do pobicia, łowiska do odwiedzenia, ale wszystko, jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki zmieniło coś, czego nikt się nie spodziewał – pandemia. Ilu z Was, tak naprawdę, przykładało uwagę do informacji, które co jakiś czas przewijały się w mediach, a ich przewodnim motywem było słowo wirus? To wszystko rozgrywało się daleko, gdzieś tam i z pewnością nie mogło nas dotknąć. Później Włochy i dotychczas nieznana choroba, która ten kraj sparaliżowała totalnie. To już było znacznie bliżej i wtedy zaczęliśmy zadawać sobie pytanie, kiedy i my zaczniemy mierzyć się z tym tajemniczym przeciwnikiem?

Na przełomie 2019 i 2020 roku, kiedy jeszcze nie do końca mieliśmy świadomość  tego, co nas tak naprawdę czeka, moją uwagę, ale przecież także wielu z Was, przykuwało coś zupełnie innego – zakaz połowu dorsza w naszej części Bałtyku. We mnie, poprzez profil firmy, którą prowadzę uderzyło to bezpośrednio. Ciężko odnaleźć się w sytuacji, kiedy z dnia na dzień człowiek dowiaduje się, że to co robił przez ostatnie lata nie ma już racji bytu, no bo komu sprzedawać pilkery, jeśli wędkarze nie mogą ich używać? W analogicznej sytuacji znaleźli się Ci, którzy byli na pierwszej linii ognia: armatorzy, szyprowie, załogi kutrów. Brak perspektyw, mglista wizja pomocy snuta przez władze naszego państwa, a do tego desperacja spowodowana zerowym odzewem na ich protesty, spowodowała to, że dla branży był to temat podstawowy. Pewnie już nigdy nie dowiemy się jak rozwinęła by się ta sytuacja, bo przecież armatorzy zaczynali blokować porty, gdyż w marcu dyskutowano już tylko i wyłącznie o covidzie. Jakiś chichot losu sprawił, że nie można  było głośno mówić o tym, czego doświadczyło środowisko wędkarskie związane bezpośrednio  z morzem, a nawet gdy próbowano, to głos ten ginął w zamęcie pandemicznego szaleństwa.

Cóż, stanęliśmy przed ścianą i nie wiadomo było kiedy uda się ją przebić lub chociażby delikatnie skruszyć. Odwołane wyjazdy, tak się stało z moją kwietniową wyprawą na norweską Sulę, to był dopiero początek wędkarskiego koszmaru. Zbliżała się majówka, a my wciąż zastanawialiśmy się nad tym czy będziemy mogli zgodnie z tradycją rozpocząć sezon szczupakowy. W całym tym informacyjnym chaosie ciężko było dowiedzieć się czegoś sensownego. Na szczęście okazało się wtedy, że wędkarstwo, choć z zachowaniem pewnych obostrzeń można uprawić i podobnie jak wielu z Was, także i ja w owym czasie mogłem cieszyć się odrobiną spokoju polując na zębate drapieżniki.

Czas płynął, a kolejne wyjazdy zagraniczne sukcesywnie odwoływano, co uświadomiło mi jak mocno uzależniłem się rokrocznych wypadów do Norwegii. Ale i na to trzeba było coś poradzić, więc skupiłem się na krajowych wodach śródlądowych, czego nie żałuję, bo efekty były bardziej niż zadawalające. Pojezierze Drawskie, które zamieszkuję od urodzenia,  to wędkarski raj. Oczywiście, wielu miejscowych uważa inaczej, ja jednak wiem, że w okolicznych jeziorach są ryby, a to, że nie zawsze udaje się je złowić to już inna sprawa. Szczupaki, okonie, sandacze – cele moich wędkarskich wypraw nie zawsze brały tak jakbym sobie tego życzył, ale taki jest już urok naszej pasji. Poza tym, dla mnie wędkarstwo to przede wszystkim ludzie, a mam to szczęście, że mogłem oddawać się naszej pasji  w towarzystwie osób, które sprawiały, że także bezrybne dni, choć było ich niewiele, zapisywałem po stronie plusów.

Poza aktywnością stricte wędkarską mój świat to także organizacja imprez wędkarskich. Z ogromnym żalem, jako miasto Szczecinek, zmuszeni byliśmy w roku ubiegłym do rezygnacji z zawodów Trophy Szczecinek. Niewielu z Was zdaje sobie sprawę z tego, jakie to było trudne. Aby sprawnie przeprowadzić takie zmagania potrzeba zaangażowania armii ludzi i ogromu pracy.  Ale to jedna strona medalu, bo na drugiej jesteście Wy - wędkarze. Przyjeżdżacie do nas z różnych zakątków kraju, a także z zagranicy. To, czego mi najbardziej zabrakło, to właśnie Was, waszych uwag, żartów, humoru i energii jaką od czterech lat, w  każdy trzeci weekend października, ładujecie akumulatory moje i zespołu z jakim dane jest mi pracować. Mam nadzieję, że w 2021 roku rozegramy Trophy bez przeszkód, bo jakoś tak smutno jest w Szczecinku bez wędkarzy, których widać było na każdym kroku.

Końcówka roku to czas na podsumowania, postanowienia, zmiany. Było to szczególnie zauważalne w PZW. Wzmożona aktywność Zarządu Głównego, właśnie w tym okresie, włączyła moją czujność. O tym, że Związek potrzebuje reform mówiło się od lat. Tylko dlaczego obecne władze naszego stowarzyszenia  zabierają się za to dopiero teraz? Cóż, lepiej późno niż wcale, ale czy to nie jest tylko element gry wyborczej?  Pewnie wkrótce się o tym przekonamy.

Tak jak wiele innych zaplanowanych wydarzeń, które nie doszły do skutku, tak  walne zebrania w PZW, a co się z tym wiąże, także  wybory zostały przełożone. Do kiedy? Tego nie wie nikt. Mam jednak nadzieję, że uda się je przeprowadzić w roku bieżącym, bo fakty są takie, że wielu obecnych działaczy z nowoczesnym i efektywnym  zarządzaniem oraz  wizją reform  ma tyle wspólnego co ja z lotami na księżyc.

Uderz w stół a nożyce same się odezwą. Są ruchy w PZW, więc na rozmaitych forach  uaktywniło się także wielu „reformatów”. Choć nie można im odmówić dobrych intencji, to chaos jaki zaczął się przewijać w postach przez nich publikowanych nie daje powodów do zbytniego optymizmu. Zanim zacznie się snuć tezy jak uzdrowić polskie wędkarstwo, najpierw  trzeba zrozumieć jak ono działa, na jakich przepisach prawnych jest oparte, itp. Samym mówieniem nie naprawi się sytuacji, ale o tym napiszę w którymś z kolejnych tekstów.

Pierwszy rok z covidem w tle mamy za sobą. Pomimo wielu ograniczeń i różnych zwrotów sytuacji uważam, że wędkarsko nie był on stracony. Mam  nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej, choć wciąż ciężko dostrzec światełko w tym przepełnionym chaosem tunelu.

Pandemia zaskoczyła nas wszystkich, ale czy my wędkarze nie jesteśmy przyzwyczajeni do często zmieniającej się sytuacji?

Mam nadzieję, że w bieżącym roku uda mi się zrealizować większość z tego co zamierzam. Nie planowałem lodu, a już na nim łowię. Liczę na to, że takich pozytywów będzie więcej. Założyłem sobie kilka gatunków ryb, których jeszcze nie mam na rozkładzie, a bez wyjazdów zagranicznych tego zrobić się nie da, więc liczę na to, że granice zostaną otwarte. Poza tym, chciałbym pobić PB w kilku gatunkach - więc plany są dość ambitne.

Liczę także na realne zmiany w podejściu do wędkarstwa i nie chodzi mi tutaj tylko o PZW, ale także o władze centralne. Nie sądzę, aby bez zmiany prawa udało się naprawić to co przez wiele lat dewastowano, a niestety taka sytuacja dotknęła większość ekosystemów wodnych w naszym kraju, ale o tym w już napiszę w następny artykule…

Mariusz Getka

Foto: Autor