Leczenie grypy tyfusem
- Blogi
- Felietony
W sobotę nad ranem, ok 06.15 skończyły się całonocne obrady Sejmu. Obrady będące kolejnym przykład arogancji PiS-u. Ustawa reklamowana przez rządzących jako remedium na nadchodzący kryzys i falę upadłości firm oraz zwolnień pracowników, okazała się piarowską wydmuszką. Góra urodziła mysz. I jak w każdym przypadku, tzw. zjednoczona prawica nie wyraziła chęci dyskusji z opozycją, wycinając ponad 200 poprawek, które mogłyby nieco zwiększyć skuteczność zaproponowanego przez Morawieckiego pakietu pomocowego dla przedsiębiorców. Pakietu zwanego szumnie tarczą antykryzysową, który okazał się w rzeczywistości tarczą tekturową i dziurawą. Mimo usunięcia poprawek zgłoszonych przez opozycję, z powodu oczekiwania Polaków na jakiekolwiek ulgi ze strony państwa, KO zagłosowała za uchwaleniem ustawy, ale nasze zdanie na temat jakości proponowanej pomocy, jest więcej niż krytyczne.
Forsując swój autorski pomysł tzw. „tarczy”, PiS wziął całkowitą odpowiedzialność za skutki recesji, do której swoimi nieprzemyślanymi decyzjami sam doprowadził. I mówię to z całkowitą odpowiedzialnością.
Czekają nas bardzo trudne miesiące (oby nie lata). Świat zwariował i sam wprowadza się w kryzys, którego rozmiary mogą przewyższać wszystko co znamy z powojennej historii.
Kolejne państwa zachowując się jak w amoku, zareagowały na epidemię koronawirusa w sposób nieprzemyślany i nieadekwatny do skali problemu. To co się obecnie dzieje będzie za kilka lat, a może i wcześniej, tematem dysertacji naukowych ekonomistów, ale przede wszystkim socjologów. I będzie padać pytanie - dlaczego?
Od tygodni przysłuchuję się wypowiedziom kolejnych polityków na temat obecnej pandemii. Wszystkie te wystąpienia podszyte są olbrzymim dramatyzmem i patosem. Dowiaduję się m.in., że po raz pierwszy w historii świata spotkaliśmy się „z czymś takim”. Że w obliczu tej niespotykanej katastrofy powinniśmy wykazać się niesamowitą dyscypliną i solidarnością. Że patrzymy bezradnie na pandemię zabójczego wirusa. Pandemię, której nikt nie mógł się przecież spodziewać i do której nikt nie jest przygotowany, ponieważ mamy do czynienia ze zmutowanym morderczym wirusem, na który ludzie nie mają jakiejkolwiek odporności. Itd., itd.
Czytam, słucham i nie mogę się nadziwić. Czy ja zwariowałem, czy świat wokół mnie?
Na początek parę faktów.
Epidemie chorób wirusowych są czymś zupełnie normalnym. Pojawiają się co kilka lat, doprowadzają do zarażenia milionów ludzi i samoistnie wygasają. Ponieważ na zdecydowaną większość chorób wirusowych nie mamy leków przyczynowych, nie mamy też wpływu na czas trwania epidemii. Większość epidemii powodowanych jest przez zmutowane, „nowe- stare” wirusy. Jeśli znaczna część genomu „mutanta” różni się od genomu wirusa, który uległ przekształceniu, nasz układ odpornościowy słabo sobie z takim wirusem radzi.
W ciągu ostatnich 20 lat mieliśmy na świecie przynajmniej kilka pandemii chorób wirusowych wywoływanych przez nierozpoznawalne na początku przez nasz układ immunologiczny wirusy (epidemia SARS, MERS, świńskiej i ptasiej grypy, wirusa zika). Nie można więc mówić, że nie można się było obecnej epidemii spodziewać i na nią przygotować, skoro podobne epidemie pojawiają się cyklicznie. O ile MERS i zika miały na szczęście ograniczony zasięg, to w 2009r. pojawił się nowy, zmutowany wirus tzw. świńskiej grypy. Zachorowało wtedy na całym świecie 60 mln ludzi a zmarło 300 tysięcy. Niektóre z epidemii były powodowane przez koronawirusy. Taką epidemią była np. epidemia SARS (2002-2003r). Nowy wirus pojawił się w Chinach, objawy przypominały grypę. Ok 15% przypadków ze względu na rozwój ostrej niewydolności oddechowej (tzw. ARDS), wymagało podłączenie do respiratora, a śmiertelność wynosiła ok. 7%. Jak widać podobieństw jest mnóstwo. Są też różnice. SARS rozprzestrzeniał się wolniej niż obecny wirus. Był więc mniej zaraźliwy, ale za to bardziej niebezpieczny. W przeciwieństwie do obecnego wirusa nie można było tak wyraźnie wskazać grupy ryzyka.
Obecny wirus SARS - Cov, zwany tak właśnie ze względu na podobieństwo do tego SARS z 2002r, wykazuje mniejszą śmiertelność (prawdopodobnie poniżej 2%) i wywołuje niebezpieczny przebieg choroby prawie wyłącznie u osób po 65 r.ż. i do tego obarczonych innymi poważnymi schorzeniami. Różnicą jest też to, że żadna z poprzednich epidemii nie wywołała takiej histerycznej reakcji jak obecna. Jestem daleki od lekceważenia jakiejkolwiek choroby, a zgony z powodu zachorowań są zawsze wielką tragedią, jednak trzeba zachowywać zdrowy rozsądek.
Mamy więc następujące, ważne dane.
Po pierwsze wirus mimo dużej zaraźliwości nie należy do najgroźniejszych, a raczej można by zaryzykować stwierdzenie – należy do mnie groźnych.
Po drugie, w sposób naprawdę groźny atakuje ludzi starych u których współistnieją inne poważne choroby (powikłana cukrzyca, nowotwory, przewlekła niewydolność nerek czy układu sercowo-naczyniowego lub oddechowego). Bywa też groźny, na szczęście bardzo rzadko, dla młodszych, u których z różnych powodów natrafia akurat na zdecydowanie mniejszą odporność. Zwykle podobnie jak w grupie osób starszych, sporadycznie chorujący ciężko ludzie młodzi, mają inne choroby współistniejące.
Te dwie informacje powinny determinować sposób reakcji na rozprzestrzenianie się wirusa.
Gdyby decydenci zachowali odrobinę zdrowego rozsądku, a nie kierowali się naciskami swoich społeczeństw i populizmem, powinni na czas trwania epidemii całkowicie odizolować w domach ludzi starych, szczególnie tych schorowanych. Kwarantanna powinna też objąć tych nielicznych młodszych u których istnieje obawa zmniejszenia odporności. Taką grupę łatwo mogliby wyosobnić lekarze rodzinni, mający wiedzę na temat stanu zdrowia swoich podopiecznych. Dla objętych kwarantanną osób z „grupy ryzyka” powinniśmy na 2-3 m-ce, przygotować całą logistykę zaopatrzenia ich w miejscu zamieszkania. Byłoby to stosunkowo łatwe i niezbyt kosztowne.
Zamykanie szkół, uczelni, galerii handlowych, restauracji, teatrów i kin, obiektów sportowych, zawieszanie lotów, czy w końcu zamknięcie granic, nie mają sensu. Te działania byłyby usprawiedliwione tylko w przypadku szybkiego zareagowania i to na samym początku, w miejscu w którym „wylęgła się” choroba. Tymczasem poszczególne kraje prześcigają się w restrykcjach. Izolowanie poszczególnych ludzi od siebie, czyli to co dzieje się obecnie m.in. w Polsce, jest błędem i wygeneruje nadzwyczaj groźny kryzys gospodarczy i niewyobrażalne koszty. Trudno też nie dostrzegać ujemnego wpływu tej sytuacji na psychikę ludzi. Wszyscy żyją w strachu. Narasta ogólna depresja i erozja relacji międzyludzkich. To leczenie grypy tyfusem. A najgorsze jest to, że już z przyjętej błędnej taktyki nie można się wycofać. Do tego nie ma w tym postępowaniu konsekwencji, bo przecież pracuje wiele zakładów produkcyjnych i nie tylko, w których ludzie i tak stykają się ze sobą. Świat na własne życzenie zmierza ku potwornej recesji. A jej koszt będzie dużo groźniejszy dla naszego zdrowia i jakości życia, niż sama epidemia.
Ze zdziwieniem słucham argumentów, iż wdrożone postępowanie ma „spłaszczyć” liczbę zachorowań, by nie doprowadzić do obserwowanego we Włoszech czy Hiszpanii spiętrzenia się ilości ciężko chorych i „zatoru” w szpitalach w których brakuje respiratorów. A przecież gdyby ludzie z grupy ryzyka zostali odizolowani, respiratory byłyby wykorzystywane tylko sporadycznie. Pozostawieni w domach ludzie starsi byliby bezpieczni i nie chorowali. A chorujący na Covid 19 młodzi, przechodzą tę chorobę bezobjawowo (większość dzieci), zdecydowanie rzadziej lekko lub średnio ciężko, a tylko nadzwyczaj sporadycznie wymagają, by maszyna na jakiś czas zastąpiła ich płuca. Poza tym po zetknięciu się z wirusem nabywają odporność.
To co dzieje się obecnie w Polsce można nazwać tzw. dialektyką Hegla. Z jakiegoś powodu korzystając z przemyśleń tego filozofa, połączono Go ze zjawiskiem naprawiania kryzysu który samemu się wywołało. To „sztuczka” stosowana czasami przez „chwiejącą się” i tracącą popularność władzę. Należy samemu doprowadzić do sytuacji dramatycznie trudnej (np. wojny), a potem zgodnie z oczekiwaniami zrozpaczonego społeczeństwa, wykreować się na wybawcę z tej ciężkiej sytuacji. I kryzys spadku poparcia dla władzy, zostaje zażegnany.
PiS miał okazję zareagować racjonalnie, tak jak np. Szwecja. Bylibyśmy jednym z nielicznych krajów, których recesja prawie by nie dotknęła. Jednak do tego trzeba mieć klasę i odwagę. Rząd postąpił populistycznie, narzucając niekonsultowane z nikim rozwiązania. Rozwiązania ograniczające swobody obywatelskie i wpychające kraj w głęboką recesję. Wykorzystał do tego dane mu pochopnie przez opozycję narzędzie w postaci uchwalonej kilka tygodni wcześniej tzw. „specustawy”. Oczywiście władzy tej nadużył, wprowadzając rozporządzeniami ministra zdrowia, ograniczenia przypisane jedynie dla stanu wyjątkowego np. stanu klęski żywiołowej. A stanu wyjątkowego nie ogłasza, bo musiałby wypłacać odszkodowania tysiącom firm, które „padną” z powodu decyzji rządzących. No i musiałby przesunąć termin wyborów prezydenckich.
Jerzy Hardie-Douglas
Foto: Łukasz Błasikiewicz - sejm.gov.pl