Wierzchowo - spontaniczny wypad
- Blogi
- Felietony
Nie każdy z nas ma to szczęście, że może planować wypady wędkarskie z dużym wyprzedzeniem. Muszę się przyznać, że niestety też nie mogę sobie na to pozwolić. Na szczęście mieszkam w regionie, który został obdarzony przez naturę wieloma akwenami, tak więc najczęściej decyzję o wędkarskiej eskapadzie podejmuję spontanicznie.
Choć wybór jest duży, to przyznam szczerze, że od kilku lat łowiskiem, gdzie wędkuję najczęściej jest Wierzchowo. To dość duży, jak na nasze warunki akwen i do tego głęboki. Urozmaicona linia brzegowa, zarośnięte brzegi, urokliwe zatoki, pofałdowane dno, piękna przyroda, to tylko kilka z jego atutów. Poza tym, mam też wrażenie, że ludzie których tam spotkałem i cały czas spotykam są jacyś milsi i bardziej szczerzy. Co się dzieje na wodzie, gdzie łowić, na co biorą ryby, to nie są tematy tabu, ale także zwykłe rozmowy, związane z codziennym życiem nabierają tam innego wymiaru. Nie wyobrażam sobie teraz wędkarstwa bez regularnych wizyt na Orawce i pogaduch do białego rana, bo przecież o świcie trzeba wyruszać na łowy.
Wierzchowo to zbiornik zasobny w ryby. Zdarza się, że są one apatyczne i do brania ciężko jest skusić cokolwiek, ale tak już w naszej pasji bywa, a dzikie akweny to przecież nie akwaria. Piękne szczupaki, wypasione okonie, to najczęstsze cele osób tam wędkujących. Kiedy decyduję się na spontaniczny, często mocno ograniczony czasem wypad, nigdy nie wiem co ostatecznie będę łowił. Moje plany zazwyczaj koryguje łowisko i warunki na nim panujące. Tak też było w ubiegłym tygodniu.
Z założenia celem wyprawy miały być okonie. Odświeżony arsenał przynęt nie dawał mi innego pola manewru, a i kilka dni wcześniej drapieżniki te były bardzo aktywne. Niestety, obławianie najlepszych miejscówek, niemal wszystkim co miałem w pudełkach, nie przynosiło żadnych efektów. Co jakiś czas wyciągałem jakiegoś malucha, ale nie po to tam jeżdżę. No i wtedy, pomimo tego, że mamy środek lata, a żar lał się nieba, zobaczyłem spław wielkiego szczupaka. Ryba ta stoi w tym samym miejscu od dłuższego czasu, gdyż już kilkukrotnie obserwowaliśmy jego spektakularne ataki. Szybka decyzja, zmiana sprzętu na szczupakowy i czesanie wody, niestety moje przynęty były przez tego konkretnego krokodyla ignorowane. No, ale skoro okonie nie brały, a cętkowane drapieżniki demonstrowały swoją agresję, postanowiłem obłowić kilka miejscówek znajdujących się w pobliżu, gdyż do zakończenia wędkowania nie pozostało mi zbyt wiele czasu. Jak się okazało, był to strzał w przysłowiową 10! Już pierwsze napłynięcie poskutkowało atakiem, niestety ryba po krótkim holu spadła. Zmiana miejsca i dwa szczupaki meldują się na pokładzie. Dzień już był udany, a po kolejnych kilkudziesięciu minutach następne cętkowane drapieżniki przykładałem do miary. Czas płynął nieubłaganie i mogłem tylko zastanawiać się co by było gdybym miał go trochę więcej, a tym samym i więcej możliwości obłowienia kolejnych miejsc. Żadnej dużej ryby podczas tej wyprawy nie złowiłem, największa miała raptem 70 cm, ale ilość i czas w jakim dane mi było je złowić dostarczyły niesamowitych emocji.
Dlatego właśnie lubię Wierzchowo!
Mam je blisko Szczecinka, mogę wyskoczyć na kilka godzin, a do tego jest tam szansa na spotkanie z rybą życia. Metrowe szczupaki nie są niczym nadzwyczajnym, a ponad 40 centymetrowe okonie łowi się tam niemalże regularnie. Co prawda, nie mogę się jeszcze w tym sezonie takimi okazami pochwalić, ale jezioro to mam pod nosem, więc nawet pisząc ten tekst zastanawiam się czy po jego skończeniu nie wpaść tam na kilka godzin?
Kto wie, może znów będzie o czym napisać?
Mariusz Getka