Jeśli dostanę się do Sejmu nadal będę leczył moich pacjentów

  • Aktualności
Miasto z Wizją / 11.10.2019 / Komentarze
Rozmawiamy z Jerzym Hardie-Douglasem, kandydatem na posła RP

To już ostatnie chwile kampanii. Jaki nastrój?
Och, różny. Można powiedzieć - zmienność nastroju. Na zmianę optymizm przeplatany z wątpliwościami. Staram się robić to, co do mnie należy. Przygotowaliśmy chyba atrakcyjną konwencję wyborczą w kinie. Odbyła się 27 września. Nie wszyscy mogli się dostać , ale jest dostępna do odtworzenia m.in. na portalu internetowym www.miastozwizja.pl. Starałem się pokazać czym mógłbym zajmować się w sejmie.
Dość ciężko pracowałem nad kampanią wyborczą. Jeździłem po tzw. terenie, spotykałem się z ludźmi. Jestem aktywny w internecie. Pojawiłem się w lokalnej telewizji. I wszystkim powtarzam, że nikt nie jest omnibusem, ale chciałbym nad kilkoma sprawami popracować i mogę się w naszym Parlamencie przydać.

Domyślam się, że pewnie opieka zdrowotna jest dla Pana najważniejsza?
Niewątpliwie, ale nie tylko. Jestem bardzo zainteresowany zmianami w oświacie, ochronie środowiska, w tym zmianami prawa w zakresie energii odnawialnej i zmianami w systemie administracji. Rozumiem przez to ograniczenie działania administracji centralnej na rzecz samorządowej . Oczywiście z przesunięciem w tym celu „na dół” nie tylko zadań, ale też odpowiednich środków finansowych.

Gdyby miał Pan w kilku zdaniach powiedzieć o Pana recepcie na odczuwalną poprawę w opiece zdrowotnej, od czego by Pan zaczął?
Problemów narosło tak wiele, że w kilku zdaniach trudno jest przekazać jedną receptę. Leczenie opieki zdrowotnej musi być kompleksowe i wielokierunkowe.
Jak zwykle, wszystko zaczyna się i kończy na sprawach finansowych. Z pustego i Salomon nie naleje. Potrzebne jest od zaraz drastyczne zwiększenie nakładów na opiekę zdrowotną. W pierwszym roku powinniśmy przeznaczyć na leczenie ok. 5 % PKB i w ciągu 3 lat dojść do średniej w UE, czyli mniej więcej 6,3%. To wymaga ponownej analizy budżetu państwa i oszczędności w innych dziedzinach, ale jest do zrobienia.  
Należy bez zbędnej zwłoki zająć się przygotowaniem ustawy o alternatywnych ubezpieczeniach zdrowotnych i złamać monopol jedynego płatnika, czyli NFZ.
Powinno dojść do tzw. „przeceny procedur medycznych”. NFZ musi natychmiast urealnić wyceny poszczególnych zabiegów i form leczenia. Dziś szpitale dopłacają do prawie każdej formy leczenia, zarówno zachowawczego, jak i zabiegowego. Kilka lat temu większość procedur przynosiło placówce leczącej jakiś chociaż minimalny zysk. Dziś każde dotknięcie się do pacjenta powoduje stratę. Mówiąc prosto - im większą liczbę chorych leczysz, im bardziej skomplikowane jest leczenie, tym masz większe zadłużenie. To oczywiście pewne uproszczenie, ale oddaje istotę problemu.  Dziś długi ma już 97% szpitali powiatowych w Polsce. Im większy i nowocześniejszy szpital, do którego „lgnie” więcej pacjentów, tym większe ma kłopoty finansowe. Dobrym przykładem jest generujący coraz większe długi, świetnie wyposażony, nowoczesny szpital w Szczecinku. Czy widziała Pani kiedyś podobny absurd?
Kolejny problem to pogarszająca się z roku na rok sytuacja z dostępem do kadry medycznej. Dziś brakuje w Polsce ok. 35 tys. lekarzy. Gdyby każdy mieszkaniec Szczecinka stał się nagle lekarzem, to ich rozproszenie po Polsce na chwilę zaspokoiłoby nasze potrzeby w tym zakresie. A pielęgniarki? Jeszcze gorzej. Przeciętny wiek pielęgniarki w Polsce to ponad 50 lat i nie widać, aby młodzi ludzie garnęli się do tego ciężkiego i nadal kiepsko opłacanego zawodu.
Trzeba wielu form zachęty, żeby tę sytuację zmienić. Trzeba szybko zreformować też kształcenie lekarzy, skrócić czas nauki do 5 lat, zwiększyć nabór na wydziałach lekarskich, przywrócić stypendia wiążące studentów z regionami, w których studiują lub mieszkają. Takie  stypendia mogłyby  częściowo  zapobiec wyjazdom za granicę natychmiast po studiach.  Trzeba też zapewnić młodym lekarzom większy dostęp do możliwości specjalizowania się.
    
To jednak nie jedyne problemy, z jakimi borykają się zarówno szpitale, jak i sami pacjenci…
Mała liczba lekarzy to kolejki do specjalistów, walka szpitali o każdego lekarza (szczególnie poza dużymi ośrodkami akademickimi), a więc konieczność płacenia im coraz więcej za ich pracę. Tego się nie zatrzyma dopóki jest takie wielkie zapotrzebowanie na lekarzy na zachodzie, a każdy absolwent medycyny jest tam przyjmowany z otwartymi ramionami i za większe niż u nas pieniądze. Wzrostu płac wykwalifikowanego personelu medycznego nie da się zatrzymać. Zaś większe płace, przede wszystkim lekarzy, to większy koszt leczenia poszczególnego pacjenta. Rząd i NFZ udają, że tego nie widzą. I tak wracamy do kłopotów szpitali, o których już mówiłem.
Brak dostępu do rehabilitacji seniorów, wielogodzinne kolejki na SOR-ach, brak odpowiedniej profilaktyki najczęstszych chorób, niewystarczająca ilość pieniędzy na badania przesiewowe różnych chorób, umożliwiające szybkie wykrycie m.in. nowotworów. Problemy można by mnożyć.
Sytuacja pogorszyła się po pseudo reformie w służbie zdrowia  przeprowadzonej przez PiS i wprowadzeniu sieci szpitali. A PiS zachowuje się w sposób dla siebie bardzo charakterystyczny. Nie przyznaje się do popełnionych błędów, nie szuka rozwiązań które poprawiłyby sytuację, nie zwiększa nakładów na lecznictwo, a koncentruje się na przekonywaniu, że  żadnych kłopotów nie ma, a tylko jest upierdliwa i nie chcąca dostrzegać zalet reformy opozycja.

W trakcie Pana konwencji wyborczej mówił Pan o programie wyborczym. Mocno  akcentował Pan osobiste priorytety na Pana parlamentarną aktywność. Wypowiedział Pan też słowa, które przez część nieprzychylnych Panu, ale i całej Koalicji Obywatelskiej,  mediów zostały uznane za mocno kontrowersyjne. Sprawę nagłośniły związane z PiS media publiczne oraz prawicowe gazety i portale.
Oczywiście to, co zrobiły związane z naszą polityczną konkurencją tzw. media publiczne, jak TVP, ale i choćby lokalny „Temat”  to klasyczna manipulacja. Dokonano  nadinterpretacji słów, bez przytaczania całego, niezwykle istotnego kontekstu. To typowa PiS-owska propaganda, która ma przekonać społeczeństwo, że w kwestiach obyczajowych i światopoglądowych Koalicja Obywatelska to liberalni ekstremiści, a tak oczywiście nie jest.
Jestem natomiast wierny swoim poglądom i nie będę ich zmieniał aby się komuś przypodobać. Od zawsze konsekwentnie powtarzałem, że jestem za tym, aby Państwo stwarzało ludziom warunki do życia, a nie tym życiem kierowało. To już, w nie tak wcale odległej historii naszego kraju, przerabialiśmy.
Pewne rzeczy trzeba zatem wyjaśnić w sposób uczciwy, a nie zmanipulowany, jak to miało miejsce w prawicowych mediach.
Nie jestem zwolennikiem eutanazji, a tzw. ograniczonej eutanazji. To zasadnicza różnica. Nie jest to śmierć na życzenie, a skrajne przypadki  konieczności zakończenia męczarni umierającego zbyt długo człowieka. Tego typu eutanazja musi być zaakceptowana przez zespół opiekujących się pacjentem lekarzy. Moje doświadczenie zawodowe jako lekarza i niestety obserwacja takich skrajnych przypadków ludzi nie mogących godnie umrzeć powoduje, że jestem w 100% przekonany o słuszności takiego postępowania w bardzo wyselekcjonowanych przypadkach.
Popieram również możliwość wprowadzenia w Polsce związków partnerskich. To rozwiązanie, które wielu ludziom w tym kraju ułatwi życie, jednocześnie nikogo nie krzywdząc.  Umożliwienie adopcji dzieci przez sprawdzone, uczciwie żyjące w związkach partnerskich pary, zmniejszyłoby nieco olbrzymią skalę problemu, nieszczęśliwych, „niechcianych” przez nikogo dzieci.  Mam świadomość, że moje poglądy w tej sprawie nie są powszechnie akceptowane i nie są poglądami głoszonymi przez  moją partię czyli PO, ale moja uczciwość jako kandydata do Sejmu każe mi podzielić się z wyborcami moim myśleniem o tym problemie. Jednocześnie nie jest to dla mnie sprawa pierwszoplanowa. Takie mam poglądy, co nie oznacza, że mam zamiar namawiać  w Sejmie do jakiejś inicjatywy ustawodawczej, wbrew stanowisku  członków swojego ugrupowania. Absolutnie nie. Platforma Obywatelska zawsze była i będzie konserwatywno-liberalna . Oznacza to, że rozumiemy wagę swobód gospodarczych i współczesnych procesów ekonomicznych, ale  jednocześnie szanujemy konserwatywne tradycje naszego kraju, zwłaszcza te obyczajowe.
Platforma, jak i cały obecny projekt polityczny pod hasłem Koalicja Obywatelska musi trzymać się więc ściśle tej zasady. Nie ma mowy o zbytnim skręcaniu w lewo lub prawo. Obszar po lewej i prawej stronie jest zarezerwowany dla bardziej radykalnych ruchów. Jeszcze raz podkreślam, my zawsze byliśmy i będziemy partią środka, w której nie ma miejsca na postawy skrajne. Polska jest krajem konserwatywnym, w którym zmiany kulturowe muszą - czy chcemy tego czy nie - zachodzić stopniowo, w sposób ewolucyjny.

Zawsze jednak będziemy twardo bronić prawa ludzi do życia po swojemu, nie chcemy jak PiS urządzać nikomu życia. Będziemy dążyć do tego, aby o swoim modelu życia każdy człowiek decydował  indywidualnie. Nie kościelni hierarchowie czy działacze partyjni. Chcemy Państwa świeckiego, w którym swobody obywatelskie wynikające z konstytucji są szanowane. Chcemy, żeby drugi człowiek był szanowany i czuł się w tym kraju bezpiecznie, nawet jeśli ma inne poglądy, kolor skóry czy inne upodobania niż jego sąsiad.
Taka postawa zbliża nas do cywilizacji zachodu. Na drugim biegunie jest ideologia partii rządzącej. Przyzwolenie dla  postaw i ruchów skrajnie nacjonalistycznych, przejawów homofobii, różnych szowinizmów. Wszystko to idzie w kierunku usankcjonowania Państwa PiS, w którym różne mniejszości będą represjonowane. Ten katalog będzie zresztą przez „funkcjonariuszy PiS” systematycznie rozbudowywany, to tylko kwestia czasu. Już teraz zapowiadają  koncesjonowanie zawodu dziennikarza czy artysty, ponieważ te grupy zawodowe w znacznej części im nie sprzyjają. To już nie imitacja, a czysty PRL bis. Trzeba się temu przeciwstawić.

Wiele osób zadaje nam pytanie: Doktor Douglas mówi o małej ilości lekarzy, a sam chce „uciec” do parlamentu. Jest tu jedynym w Szczecinku onkologiem. Innych jakoś nie widać. Kto nas będzie leczył?
Odpowiedź jest nadzwyczaj prosta. Dziś pracuję w ograniczonej liczbie godzin. Jeśli dostanę się do Sejmu nie zamierzam być tzw. posłem zawodowym. To oznacza, że nie będę pobierał diety poselskiej, a będę utrzymywał się z dotychczasowej pracy. Będę nadal leczył, czyli mówiąc krótko dla moich pacjentów nic nie powinno się zmienić. Tylko ja będę miał więcej pracy, tyle że ja lubię pracować i lubię nowe wyzwania.  A na emeryturze nudzę się, co jest typowym problemem patologicznych pracoholików, a chyba takim właśnie jestem.

Dlaczego ostatnie miejsce na liście Koalicji Obywatelskiej? Czy to nie zmniejsza Pana szans?
O to pyta mnie wiele osób. Niektórzy mylnie uważają, że w wyniku głosowania mandaty przydzielane są po kolei osobom od góry listy. Nic podobnego. Tak było w pseudo wyborach w PRL-u.  Wejdą Ci, którzy otrzymają największą liczbę głosów. Jeśli okaże się np. że na całą listę danej partii czy koalicji oddano taką liczbę głosów, iż daje to przykładowo 4 mandaty, to otrzymują je nie pierwsze cztery  osoby, a czwórka która uzyskała najwięcej głosów. Mogą więc np. wejść kandydaci z pozycji nr 1, 2, 7 i 16.  Numer 16 to ostatnia pozycja z listy, ponieważ tylu jest łącznie na liście naszych kandydatów. A przez to, że jestem ostatni, dość mocno się wyróżniam i proszę mi wierzyć - to nie jest zła pozycja startowa.
Zgodziłem się na kandydowanie z pozycji ostatniej, bo osobiście poprosił mnie o to Grzegorz Schetyna, mający problem z kandydatami „bijącymi się” o pierwsze kilka miejsc na liście. A szefowi, jak wiadomo, się nie odmawia.

Rozmawiała Marzena Góra
Foto: Sławomir Włodarczyk