Niektórzy wciąż chętnie i regularnie odwiedzają markety
- Aktualności
Od ponad dwóch tygodni, czyli od dnia ogłoszenia zamknięcia placówek oświatowych, wiele osób ruszyło na większe zakupy i postanowiło zrobić spory zapas żywności obawiając się, że podobny los mogą wkrótce podzielić również sklepy. Markety z pełnymi wózkami opuszczały również ci, którzy postanowili wraz z dziećmi przejść dwutygodniową kwarantannę i w tym czasie nie wychodzić z domu bez potrzeby. Już wiadomo, że zawieszenie zajęć dydaktycznych zostało przedłużone, a szkoły i przedszkola jeszcze przez jakiś czas pozostaną zamknięte.
W międzyczasie w mediach zaczęły pojawiać się regularne apele o to, aby jak najrzadziej odwiedzać sklepy, a tym samym ograniczyć kontakt z osobami potencjalnie zarażonymi koronawirusem. Część osób wzięła sobie te zalecenia do serca i szczecineckie sklepy odwiedza raz na tydzień lub nawet rzadziej, zaopatrując się w większą ilość żywności, aby produktów wystarczyło aż do następnej wizyty w markecie. Jednak czy wszyscy podzielają takie podejście, a jeśli już mieszkańcy odwiedzają sklepy, to czy stosują się do wszystkich zaleceń? O to zapytaliśmy w dwóch popularnych szczecineckich sklepach wielkopowierzchniowych. Imiona naszych rozmówców na ich prośbę zostały zmienione.
- Klienci w większości stosują się do reguł panujących w sklepie. Starają się zachować odległość i zrobić szybkie zakupy. Ale dwa ostatnie weekendowe dni pokazały, że ludzie nie zostają w domach – mówi nam Marta, pracownica jednego ze szczecineckich marketów. - O ile część klientów faktycznie robi szybkie zakupy, to druga część raczej uprawia „zakupowe spacery”. Często wieczorami do naszego sklepu przychodzą mamy z dziećmi. Niestety obserwujemy sytuacje, kiedy rodzic zajęty zakupami nie zwraca aż tak czujnej uwagi na swoje dzieci. A dzieci biegają, wszystkiego, a potem wkładają rączki do buzi... Niestety jesteśmy świadkami takich scen. Klientów jest sporo biorąc pod uwagę zalecenie, że przecież mamy siedzieć w domach.
- Myśleliśmy, że po tym pierwszym szale, kiedy wszyscy rzucili się na zakupy, później już w sklepie będą pojawiać się pojedyncze osoby. Jednak tak nie jest – mówi Kamila, pracownica innego lokalnego marketu. - Widzimy, że klientów jest nieco mniej i nie ma już sytuacji, że w sklepie na koniec dnia zostają puste półki. Ale ludzie nadal przychodzą. Część osób robi duże zakupy, pewnie żeby wystarczyło im na jakiś czas bez konieczności przychodzenia do sklepu. Ale są też stali klienci, którzy wcześniej przychodzili do nas codziennie albo co drugi dzień. I teraz też przychodzą tak często. Zazwyczaj biorą parę rzeczy, a „za chwilę” znów się pojawiają na zakupach i też biorą po kilka produktów. I tak cały czas. Dla tego pierwszego typu klientów mamy pełne zrozumienie i dziękujemy im za taką rozsądną postawę. Ale klientów przychodzących cały czas po kilka produktów nie możemy zrozumieć. Narażają nie tylko siebie, ale też nas. A my też mamy rodziny, dzieci, też chorujemy. Jak zabraknie sprzedawców, to nikt nie zrobi żadnych zakupów. Niestety niektórzy traktują nas jak mięso armatnie, a nie jak ludzi.
- Tyle dobrego, że znaczna część osób słucha zaleceń i stosuje jakieś środki ostrożności. Jest coraz więcej klientów w rękawiczkach. Niektórzy zaczęli przychodzić w maseczkach. I zazwyczaj ludzie przestrzegają nowych zasad, trzymają dystans, nie tłoczą się w kolejce do kasy, ale zachowują ten minimum metr odstępu od siebie. Ale są też tacy, którzy się z tego śmieją, zdarzali się klienci, którzy głośno i wulgarnie wyrażali swoje niezadowolenie, bo np. zabrakło jakiegoś produktu na półce, albo za długo stoją w kolejce – kontynuuje pani Kamila. – Niestety liczną grupę klientów stanowią matki z dziećmi. Rozumiem, że czasami nie ma z kim zostawić malucha, bo drugi rodzic jest w pracy. Ale przecież można przyjść na zakupy później, kiedy partner wróci do domu i zaopiekuje się dziećmi. Niestety zdarza się, że na zakupy przychodzą całe rodziny „w pełnym składzie”, czyli dwoje rodziców i dzieci i przechadzają się po sklepie. A przecież nie tylko narażają nas, ale też siebie i swoje dzieci, a później po powrocie do domu swoich rodziców i dziadków.
Jak przyznaje nasza rozmówczyni, liczną grupę klientów stanowią również seniorzy. – Osoby starsze zazwyczaj robią zakupy częściej, ale za to mniejsze. Wiadomo, że nie są w stanie już tyle dźwigać, nie mają samochodu i rodziny, która mogłaby pomóc w zakupach. Ostatnio zaczęliśmy im podpowiadać, żeby dzwonili na straż miejską albo do harcerzy, którzy ogłaszali swoją pomoc. Chcemy im też dawać numery telefonu do nich mówiąc, że są osoby, które zrobią im te zakupy i żeby się niepotrzebnie nie narażali. Ale zazwyczaj nie chcą skorzystać. Starsi mówią, że swoje już przeżyli, albo że im nic nie będzie i machają ręką. Niektórzy też się boją, że zostaną oszukani. Ale tez kilka razy usłyszałam od starszego klienta, że woli przyjść sam, bo ktoś mu kupi nie taki chleb czy inny produkt, jak on lubi. Nic na to nie poradzimy. Może jak u nas pojawią się jakieś przypadki wirusa, to ci ludzie się przestraszą i zaczną traktować sprawę bardziej serio. Oby tylko nie było już za późno – dodaje nasza rozmówczyni.
Przyłączamy się do apelu pracowników marketów, aby możliwie jak najbardziej ograniczyć częste wizyty w sklepach. Jednocześnie przypominamy, że osoby, które z różnych przyczyn nie są w stanie same zadbać o swoje sprawunki lub znajdują się w grupie ryzyka, mogą skorzystać z pomocy harcerzy z 13 Czarnego Szczepu kontaktując się z nimi pod nr 781 113 736. Ze szczecinecką strażą miejską można skontaktować pod nr tel. 986, a z pracownikami MOPSu pod nr 94 372 80 00.
Tekst: Marzena Góra
Foto: fmtnews