Najnowszy album Buttonów jeszcze w tym roku
- Aktualności
Szczecineckiego zespołu James Button Band z pewnością już nie trzeba przedstawiać mieszkańcom naszego miasta. Artyści, podczas swojej kilkuletnie bytności na scenie, dali nam się doskonale poznać zarówno poprzez wypuszczane regularnie nowe kawałki, jak i częsty udział w różnych muzycznych wydarzeniach odbywających się nad Trzesieckiem. Regularnie goszczą oni m.in. na scenie Art Pikniku. Ich drugi album zatytułowany „Charlie speaks on the radio”., który ukazał się w marcu minionego roku, zapewnił im sporą grupę fanów nie tylko w naszym mieście, ale także w kraju. Okaząło się, że ich muzyka dotarła także za ocean, skupiając również całkiem pokaźną grupę odbiorców. Teraz fani zespołu mieli kolejne powody do zadowolenia. Artyści bowiem pracują właśnie nad kolejnym krążkiem. O pracy nad nowym materiałem - i nie tylko - rozmawiamy z Jakubem Leganem, wokalistą i założycielem zespołu.
Intensywnie pracujecie nad nowym materiałem. Jednak decyzja o wydaniu w tym roku albumu była chyba dość spontaniczna?
Zaczynając ten rok myśleliśmy, że będzie tylko kwestia wydawania singli. Od ukazania się poprzedniego czas minął tak szybko, że mieliśmy wrażenie, że jeszcze za wcześnie na wypuszczenie czegoś nowego w postaci albumu. Potem nagle zorientowaliśmy się, że w sumie to już rok, od kiedy ukazał się „Charlie”. Na początku roku wypuściliśmy singiel „Cocaine cookie”, który właściwie od razu poleciał do ludzi i nie łączyliśmy go z żadnym albumem. Miał to być osobny utwór, który razem z teledyskiem promował nasze ówczesne brzmienie. Potem stwierdziliśmy, że będziemy dalej wypuszczać pojedyncze numery, które nie będą wiązały się z żadnym szerszym projektem. No i tak miało być. Stwierdziliśmy, że nagramy jakiś nowy singiel albo coś, co wypuścimy w postaci tzw. Epki, zawierającej około trzech numerów. No ale jak to zwykle z nami bywa, z trzech zrobiło się siedem. Złapaliśmy dobre brzmienie i nie chcieliśmy kończyć pracy mając na uwadze to, że może jeszcze coś nowego się wykluje. Stwierdziliśmy więc, że skoro już mamy siedem numerów zarysowanych, to zrobimy album.
Kolejny raz zaskoczycie swoich odbiorców czymś nowym?
Z James Button Band jest tak, że za każdym razem, jak w grę wchodzi praca nad albumem, czyli spinanie jakiegoś całego projektu od początku do końca, to zawsze staramy się, żeby każdy album był inny od poprzedniego. Nie robimy tego jakoś specjalnie, ale to w naszej muzyce wychodzi naturalnie. Bo cały czas komponujemy i cały czas reagujemy na to, co się dzieje wokół nas. To zawsze ma silny wpływ na nasza muzykę. A ostatnie czasy są bardzo intensywne pod tym względem. Dużą rolę też w tym grało to, że nagle zostaliśmy odcięci od koncertów.
Odczuliście na własnej skórze sytuację związaną z wirusem? Znajdzie się o nim też wzmianka w nowym materiale?
Zdecydowanie. Zanim zaczęła się cała ta jazda z koronawirusem, to już byliśmy w trasie, graliśmy w Warszawie dosłownie na kilka dni przed tym, jak zamknęli wszystko, wiec to było tak, jakby ktoś nagle nas wsadził do wora, wyrzucił gdzieś w szczerym polu i kazał się zrestartować. Na początku śledziliśmy przekazy medialne. To było coraz bardziej niejasne i niepokojące. I zostaliśmy odcięci od naszej standardowej adrenaliny. Zawsze to było album, koncert, koncert, koncert, album, koncert, trasa, koncert i różne festiwale. W pewnym momencie nie mieliśmy co zrobić z tą adrenaliną i postanowiliśmy cały ten ładunek wsadzić w nowy materiał. Ten album jest więc też w jakiś sposób ujściem tego, że nie mogliśmy grać przez ten okres. Co prawda ten okres nie był taki długi, ale to chyba bardziej mentalnie się na nas odbiło, bo artystów potraktowano bardzo po macoszemu. I na albumie również znajdą się odniesienia do ostatnich wydarzeń. Są teksty bardzo zaangażowane w tą sytuację, trochę z przymrużeniem oka, a trochę na poważnie.
W waszej twórczości często można dostrzec inspiracje innymi, głównie zagranicznymi artystami. Czy również podczas pracy nad tym albumem „towarzyszy” wam ktoś jeszcze?
Cały czas bardzo się jaramy Ameryką, ale do tej ameryki podchodzimy na różne sposoby. Tym razem bardzo zainspirował nas artysta Gram Parsons, który miał zespół The Flying Burrito Borthers. Miał on taką wizję, że chciał połączyć rock’n’rolla z country. Muzyka country różnie się ludziom kojarzy, ale jeżeli ktoś się w to wgłębi, to można w niej znaleźć równe ciekawe i intensywne rzeczy. A my chcieliśmy sprawdzić, co by było gdybyśmy zrobili krok do przodu i połączyli jego syntezę muzyki country i rock’’roll’a z naszym mocnym uderzeniem. Chcieliśmy wziąć te wszystkie elementy, które nam się podobają w twórczości Grama Parsonsa, który był z nami właściwie na każdej trasie, bo intensywnie z moim perkusistą śpiewaliśmy jego piosenki na całe gardło przed koncertami. Wobec czego stwierdziliśmy, że może już czas w jakiś sposób się tym zainspirować, ale też nie rozcieńczać za bardzo ani jednego, ani drugiego. To, co zaczęło nam wychodzić z tej syntezy, sprawiło nam ogromną satysfakcję i stwierdziliśmy, że chcielibyśmy wejść w to dalej. I tak powstało siedem utworów.
Zdradzisz coś więcej na temat nowego krążka? Macie już tytuł?
Album będzie nosił nazwę „Desert revelations”, czyli „pustynne objawienia”. Więcej nie powiem.
Wiecie już, kiedy się ukaże?
Nad albumem pracujemy od marca. Chcemy wszystkie takie typowo nagrywkowo-masteringowe sprawy skończyć jeszcze w czerwcu i przez następny miesiąc zająć się kwestiami graficznymi. Także myślę, że w sierpniu, najpóźniej we wrześniu, album już powinien się pojawić.
Od kilku miesięcy jest z wami nowa basistka Karolina Baworowska. Zgraliście się już?
Karolina jest z zupełnie innego świata, bo to jest wrocławska ekipa. Jak weszła do nas, to na początku nie wiedziała, co się dzieje, bo my z Kamilem jesteśmy zawsze pełni energii. Bardzo szybko ją to wciągnęło i nim się obejrzała, już powstawał teledysk. I musiała jakoś nas doganiać. Ale powoli się wkręca w to wszystko. Teraz przez jakiś czas nie mieliśmy kontaktu. Czekamy, żeby przyjechała i nagrała nam linie basowe, bo przez tego wirusa trzeba było wszystko jakoś inaczej zorganizować. Póki co jesteśmy ze współpracy z Karoliną bardzo zadowoleni. Mogę zdradzić, że na nowym albumie oprócz tego, że będą jej linie basowe, będą też partie jej organów Hammonda i być może pianina, bo Karolina też na tym gra.
Na wasze nowe kawałki czekają nie tylko tutejsi fani. Macie też sporo odbiorców w Stanach.
Rzeczywiście od jakiegoś czasu nasza muzyka leci w rozgłośniach radiowych w Stanach Zjednoczonych. Odkryliśmy fajne radio, które właściwie od razu nam powiedziało, że chce więcej naszych kawałków. Radio nazywa się Free Fargo z Dakoty Północnej. Przez naszą muzykę poznajemy różnych ludzi. Wiadomo, że sieć ułatwia dużo rzeczy i już tam poleciał m.in. nasz singiel „Cocaine cookie”. W sumie w ostatnim czasie nasze dwa ostatnie single miały większą promocję w Stanach, niż w Polsce, co nas w sumie cieszy. Też w Los Angeles ostatnio lecieliśmy w takim fajnym radio Local Music Experience. Jest ono związane z portalem, który powstał na tamtejszym podwórku w Los Angeles i który miał pomagać głównie lokalnym zespołom. I też od słowa do słowa wysłaliśmy im nasz numer. I ostatecznie w jednej audycji polecieliśmy dwa razy, bo panu prowadzącemu bardzo się spodobaliśmy.
Tamtejsi odbiorcy będą mieli kiedyś możliwość posłuchania was na żywo?
Kiedy prowadzący audycję zobaczył nasz teledysk, gdzie wyglądamy jak relikt przeszłości połączony z taborem cygańskim, to już w ogóle stwierdził, że chce nas zobaczyć na żywo. Wszędzie tam, gdzie amerykańscy słuchacze stykają się z naszą muzyką, jesteśmy przyjmowani naprawdę pozytywnie i bardzo się z tego cieszymy, bo chcemy mieć swoją widownię również w Stanach i powoli budujemy sobie miejsce, żeby móc tam zagrać koncert. Dlatego chcemy zawczasu wysyłać im naszą muzykę, żeby ludzie już nas kojarzyli, co mam nadzieję, że się udaje. Najbardziej nam się podoba to, że po tych audycjach ludzie pisali do nas i podobno padło nawet sformułowanie, że jesteśmy jak amerykański zespół z Polski. Cokolwiek to znaczy. Jeżeli album wyjdzie i ukaże się w przyszłości, to jest szansa, że będziemy mieli możliwość promowania go również w Stanach. To bardzo nas cieszy, bo czerpiemy teraz z tamtej muzyki i fajnie by było, jakby ta muzyka zakręciła takie kółko stamtąd przez Polskę i wróciło do nich w totalnie innej, nienormalnej formie, jaką my serwujemy.
Rozmawiała: Marzena Góra
Foto: James Button Band/Oczami m.