Karpie czekają na klientów i Wigilię

  • Aktualności
Miasto z Wizją / 02.12.2020 / Komentarze
Za ile kupimy królewską rybę?

Karpie - ryby, bez której trudno sobie wyobrazić tradycyjny polski wigilijny stół opuściły już stawy hodowlane. Teraz pływają, w tzw. "zimochowach". Wszystko po to by pozbyć się mało przyjemnego zapachu mułu. Krótko przed wigilią zabiorą je hurtownicy i sprzedawcy. Chociaż tak po prawdzie, to już zabierają.

Karpia w Szczecinku (już za kilka dni) będziemy mogli kupić nie tylko w "rybnych", ale też w marketach. Będzie można również nabyć - jak co roku o tej porze - płaty, tusze czy dzwonki karpiowe. Ceny takich produktów są znacznie wyższe od żywej ryby i oscylują w granicach około 28-30 zł i więcej. Z pewnością jednak przed Wigilią będzie znacznie taniej.

Hodowcy przekonują, że ryby w tym roku będzie pod dostatkiem, a jej cena nie powinna zbytnio odbiegać od tej z ubiegłego roku; może być, co najwyżej wyższa o parę złotych. To z uwagi na droższą karmę i wzrost innych kosztów produkcji najpopularniejszej wigilijnej ryby. Jak powiedział nam właściciel firmy "Eko-Rybka" Przemysław Bielas, wychodzi na to, że przed samą Wigilią za żywego karpia zapłacimy 14-16 zł za kilogram.

- U mnie będzie można nabyć płaty świeżego karpia w cenie 27-28 zł za kilogram - mówi nam P. Bielas. - Jednak zachęcam Państwa do gustowania innych ryb, np. pstrąga, jesiotra czy suma. One również mogą "robić" za wigilijnego karpia. I to z powodzeniem. Zachęcam i zapraszam.  

Po czym poznać dobrego i smacznego karpia? Zdaniem hodowców, ryba powinna ważyć około 1,5 kg, ale nie więcej niż 2 kg, być żwawa i mieć zielonkawo-złoty kolor. W wigilijny wieczór i święta Polacy zjadają ok. 25 tys. ton karpia.

Ciekawostką jest fakt, że tylko w Polsce, na Ukrainie, Łotwie, Litwie, w Estonii i we wschodnich Niemczech spożywa się karpie. Np. w Australii ta ryba jest traktowana jak chwast i przeznaczana na paszę. Statystyczny Polak je około 12-13 kg ryb rocznie. W diecie prym wiodą dorsze, łososie, śledzie, makrele i pstrągi.

Tekst i foto: Sławomir Włodarczyk