Podróż z plecakiem przez Azję dobiegła końca

  • Aktualności
Miasto z Wizją / 17.01.2018 / Komentarze
Pełną relację Igi Szustakiewicz wraz z poradami możemy prześledzić w sieci

Na początku września w artykule „Z plecakiem przez Azję” pisaliśmy o pochodzącej ze Szczecinka Idze Szustakiewicz, która postanowiła wyruszyć na wyprawę w kierunku Indii. Na mapie jej dwumiesięcznej  podróży znalazła się także m.in. Tajlandia, Nepal, Bali, Indonezja, Kambodża, Laos. Miejsca te jednak zamierzała przemierzyć nie z biurem turystycznym czy z przewodnikiem, ale z mapą i plecakiem. Jak sama przyznała, rzuca się na głęboką wodę, ponieważ po raz pierwszy wybrała właśnie taką formę podróży. Pamiątką z wyprawy miały być nie tylko wspomnienia, nowe doświadczenia i znajomości, ale także aktualizowana na bieżąco strona na Facebooku "Zobacz to ze mną", na której mogliśmy śledzić relacje z odwiedzanych kolejno miejsc. Dodajmy, że Samorządowa Agencja Promocji i Kultury postanowiła objąć patronat nad wyprawą.

- Pomysł na taką podróż narodził się zupełnie spontanicznie – powiedziała nam podczas naszej ostatniej rozmowy Iga - Już wcześniej moim marzeniem było wybranie się na taki trip backpackerski w jakieś egzotyczne miejsce. Jednak wtedy wydawało się to nierealne zarówno w związku z koniecznością dłuższego urlopu, jak również z finansami. Ale kiedy mój kuzyn dostał propozycję praktyki w Indiach, ten temat powrócił. Pomyślałam, że skoro on już tam będzie, to może razem moglibyśmy zwiedzić Azję Południowo-Wschodnią.  To był taki główny bodziec i pozytywny impuls, który skłonił mnie do podjęcia decyzji.

Jej przygoda rozpoczęła się 2 listopada, kiedy Iga wyleciała z warszawskiego lotniska i dotarła do Indii. Wtedy też zaczęły pojawiać się kolejne wpisy na wspomnianej stronie. Wśród licznych przygód były zarówno te, których niejeden z nas mógłby jej pozazdrościć, jak i nieco cięższe dni, kiedy zmęczenie wyraźnie dawało o sobie znać.

- Pierwszy dzień na wyspie wymazuję z mojej pamięci. Po 3 godz. rejsu motorówką z Ko Lipe na Ko Lantę stwierdzam, że wilkiem morskim zdecydowanie nie jestem. Po zetknięciu się z lądem wcale nie było lepiej, więc marzyłam, by zaczął się nowy dzień. Do tego pogoda mi nie sprzyjała - żar lał się z nieba a w naszym domku budżetowym było jak w saunie. Za dużo jak na jeden dzień – pisała w pierwszysch dniach grudnia autorka bloga w jednym ze swoich ostatnich wpisów. - Stacjonowaliśmy na plaży Khlong Khong, która charakteryzuje się uniwersalnością w dobrym wydaniu - plaża zarówno dla rodzin z dziećmi, jak i dla młodych. Znajdziecie tu dużą ilość zbawiennego cienia, czysty piasek, turkus wody, klimatyczne knajpki przy samym morzu, bary z muzyką reggae  i wieczorne pokazy ognia - wszystko okraszone dobrym smakiem i wyczuciem taktu. Ah zapomniałabym - zjawiskowe zachody słońca.

Po blisko dwóch miesiącach podróży z plecakiem i mapą w ręku, dziesiątkach wpisów i setkach zdjęć, którymi dzieliła się ze swoimi Czytelnikami, Iga 21 grudnia wróciła do Polski. Ci, którzy do tej pory nie mieli okazji podejrzeć jej kolejnych przygód, mogą to wciąż zrobić odwiedzając facebookowego bloga. To z pewnością również skarbnica wiedzy dla tych, którzy planują wybrać się w podobną podróż, bowiem możemy tu znaleźć liczne wskazówki odnośnie chociażby transportu czy cen w danym kraju.

Tekst: Marzena Góra
Foto: Iga Szustakiewicz