Rezerwiści o lichym zdrowiu. Jak zrobić z nich żołnierzy?
- Aktualności

Około 300 osób, mieszkańców Szczecinka, mężczyzn i kobiet urodzonych w roku 1998 i starszych, miało się w lutym stawić przed obliczem Powiatowej Komisji Lekarskiej. Wszystko po to, by wojsko wiedziało, jakimi zasobami ludzkimi dysponuje, np. na wypadek wybuchu konfliktu zbrojnego a co za tym idzie, obrony ojczystych granic.
- Stawiennictwo naszych młodych mieszkańców było na wysokim poziomie, przekroczyło znacznie 90 procent - mówi "Miastu z Wizją" Andrzej Wasąg, szef referatu Obrony Cywilnej i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta.
- Z różnych przyczyn zaledwie około 20 osób nie stanęło przed komisją, głównie ze względu na pobyt za granicą (nieobecność usprawiedliwiona). Ale mamy też przypadki, że objęci kwalifikacją mieszkańcy Szczecinka uczą się w innych miastach, są tam czasowo zameldowani i często tam stają przed komisją lekarską. Są też tacy, którzy przebywają w szpitalu (2 osoby) czy też w ośrodkach szkolno - wychowawczych. Ciekawostką jest fakt, że na komisję zgłosiło sie 12 pań plus dwie ochotniczki.
Jak podkreślił nasz rozmówca, niepokojącym zjawiskiem jest fakt, że wielu młodych ludzi ma poważne problemy zdrowotne.
- Przede wszystkim ze wzrokiem - ujawnia A. Wasąg. - Nie jestem lekarzem, ale nietrudno zgadnąć, że to następstwo zbyt długiego wpatrywania się w ekran monitora, tabletu czy też iphona. Mało tego, jak przyznawali lekarzowi, nie chodzą do okulisty!
W tym roku w skali kraju z tzw. automatu do rezerwy przeniesionych zostało około 375 tys.19-letnich mężczyzn.
- My tych „rezerwistów” mamy w skali kraju "na dziś" blisko trzy miliony - ujawnia A. Wasąg.
- To są młodzi ludzie, którzy od 2010 roku, gdy zlikwidowano obowiązkową zasadniczą służbę wojskową, przeszli kwalifikację, zostali przyjęci na stan armii i choćby bez obejrzenia karabinu odesłani do rezerwy. Oni w chwili zagrożenia niepodległości państwa mają stanowić o sile polskiej armii? Przecież wszem i wobec wiadomo, że wojnę wygrywają rezerwiści. By ją wygrać trzeba mieć… rezerwę. Ale pod warunkiem, że jest ona wyszkolona. Wojska Obrony Terytorialnej nie rozwiążą tego problemu. Ministerstwo Obrony Narodowej ma twardy orzech do zgryzienia. Przede wszystkim na zlikwidowanie problemu potrzebne są olbrzymie nakłady finansowe.
Jak powiedział nam A. Wasąg, z roku na rok przed obliczem komisji wojskowej w Szczecinku staje coraz mniej młodych mężczyzn.
- W tym roku było to o około 25-30 proc. mniej niż w roku 2010 - podkreśla nasz rozmówca.
Wszystkim, którzy stanęli do kwalifikacji, oprócz wydanego dokumentu wojskowego, została nadana również kategoria zdrowia. Ci, którzy nie zdecydowali się wstąpić do armii zostali przeniesieni do rezerwy. Na zawsze, chyba, że ojczyzna stanie w obliczu zagrożenia niepodległości albo znajdą sie pieniądze na szkolenia rezerwistów.
Tekst i foto: Sławomir Włodarczyk