Rynkowa wiata straciła ściany. Handlarzy to nie przekonało
- Aktualności

Dokładnie 11 lipca 2014 r. zmodernizowane targowisko miejskie zostało oficjalne otwarte i oddane do użytku. Tym samym sprzedawcy, zamiast starych i zniszczonych pawilonów, otrzymali do swojej dyspozycji całkowicie nowy obiekt, z zadaszeniem oraz nowymi stanowiskami dla handlujących. Szybko okazało się jednak, że większości osób zadaszona wiata nie przypadła do gustu, a cały handel „przeniósł” się przed nowo wybudowany obiekt. Taki stan trwa do dziś.
Niespełna dwa tygodnie temu burmistrz, chcąc zachęcić handlarzy do korzystania z nowego obiektu, diametralnie zmienił obowiązujące dotychczas stawki opłat, jakie sprzedawcy są zobowiązani uiszczać w zamian za możliwość sprzedaży swoich towarów. Jednak ponad 90 proc. obniżka cen dotyczyła jedynie stołów znajdujących się pod wiatą. Dotychczas stawki za handel „pod dachem” wynosiły za stół o długości 150 cm – 15 zł, natomiast za stół o długości 230 cm – 25 zł. W myśl nowego rozporządzenia teraz za każdy ze stołów, niezależnie od jego długości, sprzedawcy płacą symboliczną złotówkę.
Okazuje się jednak, że tak korzystne stawki nie przekonały jednak handlujących, którzy wolą zapłacić kilkanaście złotych więcej, niż przenieść się pod wiatę, wymawiając się tym, że w obiekcie jest zbyt ciemno oraz że nikt nie będzie tam zaglądać. W odpowiedzi na te argumenty wydawać by się mogło, że kolejną zachętą będzie zmodyfikowanie nieco obiektu tak, aby bardziej odpowiadał potrzebom sprzedających. Dlatego też właśnie z rynkowej wiaty usunięto większość ścian bocznych. Zabieg ten sprawił, że wewnątrz jest zdecydowanie jaśniej, a także teraz kupujący mogą od razu zobaczyć również towary osób handlujących pod wiatą. Jednak i odsłonięcie ścian nie przyniosło żadnego efektu – handlujący wciąż rozstawiają swoje towary wokół wiaty, płacąc więcej. Skąd u nich taki upór? O to zapytaliśmy dziś (1.07) samych zainteresowanych (imiona naszych rozmówców na ich prośbę zostały zmienione).
- Wcześniej, kiedy stawki pod wiatą były większe niż na zewnątrz, a dodatkowo było tam ciemno i ponuro, sprawa wydawała się oczywista – mówi nam pani Bożena, jedna z handlujących na rynku osób. – Teraz, tak między nami mówiąc, wszyscy po prostu się uparli i walczą o zasady. O jakie? Nie mam pojęcia i z rozmów z sąsiadami z okolicznych stołów wiem, że sami też nie wiedzą. Kiedyś ten upór miał sens, a teraz to chyba już tylko z przyzwyczajenia. Dlaczego ja się nie przeniosę pod wiatę? Żeby nie stać tam samej jak kołek. Jakby więcej osób się skrzyknęło i przeniosło, to też bym poszła. A jak mam sama tam stać, to nic nie sprzedam.
- O co walczymy? My proszę panią walczymy przede wszystkim o klienta – odpowiada nam z kolei pan Ryszard. – Od długiego już czasu stoję w tym samym miejscu, ludzie mnie znają, znają moje towary, kojarzą mnie z danym miejscem i niektórzy po przyjściu na rynek od razu idą do mnie. A jak teraz się przeniosę, to przecież nie będą biegać i mnie szukać, tylko pójdą obok do konkurencji. Teraz, kiedy zdjęli ściany, jest tam o wiele lepiej, przede wszystkim widno. No i na pewno znacznie chłodniej niż tu, na zewnątrz. Chciałoby się przenieść, ale jak stali klienci mnie nie znajdą, to więcej na tym stracę, niż zyskam.
Jak przekonuje pan Ryszard, najpewniej on także przeniósłby się pod rynkową wiatę – ale nie sam. Podobnie jak nasz rozmówca, również kilkoro innych handlujących skorzystałoby ze „stołu za złotówkę”. Jednak najpierw czekają na innych, żeby nie „utknąć” pod wiatą samemu i móc wrócić do domu z utargiem. Sytuacji tej nie rozumie zarządca miejskiego targowiska – Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej.
- W dalszym ciągu jest jakiś opór, który nie wiem z czego wynika. Teraz osoby sprzedające swoje towary na rynku mają naprawdę bardzo dogodne warunki, bo złotówka za stół to wyjątkowo dobra cena – mówi nam Tadeusz Chruściel wiceprezes PGK. - Dziwię się temu, bo przecież przy upale to wiadomo, że jak się swoje produkty – warzywa czy owoce wystawi w cieniu, to one lepiej zniosą ten czas handlu i nie zwiędną. Trudno mi też dyskutować na ten temat z ludźmi, ponieważ mają jakieś swoje myślenie. Patrząc z punktu widzenia biznesu, to warunki, które teraz miasto stworzyło, zwłaszcza ta zmiana ceny przez pana burmistrza, uważam że są doskonałe. Złotówka za stół to rewelacyjna cena.
- To odsłonięcie wnętrza miało na celu większe udogodnienie dla sprzedających, żeby mogli tam chociażby wjechać samochodem i wypakować sobie te produkty, ale również dla kupujących, żeby widzieli, że tam pod wiata ktoś coś sprzedaje. Uważam, że jest to duże udogodnienie. Być może jest to kwestia czasu, ktoś się musi przekonać i tym samym przekona jeszcze kilka osób i razem zajmą miejsca pod wiatą. Może trzeba po prostu poczekać, żeby ludzie się oswoili z tym, przemyśleli sobie, co jest lepsze – czy stać na słońcu i płacić zdecydowanie drożej, czy też zając miejsce pod wiatą i uiszczać symboliczną opłatę – dodaje nasz rozmówca.
Tekst, zdjęcia: Marzena Góra