„Szczecinek zyskuje znakomitą renomę poprzez serdeczność ludzi, których spotkaliśmy”

  • Aktualności
Miasto z Wizją / 05.03.2017 / Komentarze
Rozmowa z Agnieszką Niezgodą, aktorką Teatru Baj Pomorski z Torunia

Zwieńczeniem tegorocznych ferii w mieście był spektakl, na który najmłodszą (i tę nieco starszą) widownię zaprosił toruński Teatr Baj Pomorski. Na scenie mogliśmy zobaczyć także Agnieszkę Niezgodę, związaną z różnymi polskimi teatrami od ponad 30 lat. Zapraszamy do lektury wywiadu, w którym aktorka zdradza nam nieco szczegółów i ciekawostek związanych z jej pracą, będącą jednocześnie jej życiową pasją oraz o wrażeniach z pobytu w Szczecinku.

To niewiarygodne, ale „Czerwony Kapturek” miał premierę w 1998 roku, czyli prawie 20 lat temu. Jak to jest grać w spektaklu tak długo?
- W 1998 roku, przygotowując premierę „Czerwonego Kapturka”, nie spodziewaliśmy się takiego sukcesu, bo niewątpliwie utrzymywanie się w repertuarze Teatru Baj Pomorski bez przerwy przez 19 lat tego tytułu jest sukcesem – artystycznym i komercyjnym jednocześnie. Czasem zdarza się, że na realizację nowego przedstawienia wydaje się dużo pieniędzy, a spektakl grany jest zaledwie kilka razy i „schodzi z afisza”. W tym przypadku koszty produkcji i eksploatacji są niewielkie, a sztuka grana jest w każdym sezonie i zainteresowanie widzów nie słabnie.
Czerwony Kapturek i Babcia, bo gram te dwie role, towarzyszą mi przez 2/3 mojego zawodowego życia. Gram lalkami, ukryta w małej dekoracji, na kolanach, z rękami wyciągniętymi do góry, często na ugiętych nogach, z wykręconym nienaturalnie kręgosłupem… Kiedyś podczas badania lekarskiego okazało się, że posiadam rozwinięte mięśnie, które zanikły już u człowieka w drodze ewolucji - jak widać lalkarstwo cofa ewolucję! Kocham obie moje role i obie lalki. Kapturek jest rezolutną, ale nieznośną beksą, którą bardzo szybko można obłaskawić nakryciem głowy lub koszyczkiem z wiktuałami. Babcia jest lekko przygłucha, ale jak wszystkie babcie czeka na swoją wnusię, jej sympatią jest Pan Gajowy. Improwizujemy duże fragmenty dialogów i to nadaje aktualności naszej sztuce. To chyba tajemnica naszego sukcesu – bawimy się na każdym spektaklu razem z publicznością, która aktywnie odtwarza z nami znaną wszystkim fabułę. Publiczność w tym spektaklu też „odgrywa” rolę zaplanowaną przez reżysera. Aktywność widzów jest jednym z największych walorów tego spektaklu.

Na czym Pani zdaniem polega fenomen tej bajki, która od lat zajmuje niepodważalne   miejsce w kanonie dziecięcych baśni i bajek?
- Myślę, że jest to taki trochę komediowy „horror” dla dzieci – charakterystyczny dla twórczości braci Grimm, która naszpikowana jest brutalnymi scenami, ale przeróbki i adaptacje łagodzą trochę przekazywaną treść. Niewyobrażalny i tajemniczy jest brzuch wilka, który mieści i babcię, i wnuczkę, które w dodatku wyskakują z wilka żywe i wesołe.  W naszej realizacji pada propozycja do widowni, aby „wszyscy zamknęli oczy”, bo dzieci „na-oglądają się horrorów, a potem rzucają się w łóżeczkach i trzeba je żelazkiem przyciskać” – to absurdalny dowcip, który działa, rozśmiesza i łagodzi trudne sceny – małe dzieci najpierw boją się wilka, ale potem go kochają, bo jest tak śmieszny i sympatyczny, że chce się go zabrać do domu.
Dzieci uwielbiają się śmiać. Podczas tego spektaklu rechoczą cały czas. Jeśli jakieś dziecko zapłacze lub się przestraszy to znaczy, że jest za malutkie i powinno przyjść jeszcze raz, gdy podrośnie – obiecuję, że będziemy jeszcze grać!

Państwo w spektaklu dość nietypowo przybliżają tę historię…
- Spektakl był reżyserowany przez wybitnego aktora lalkarza, ale też aktora teatralnego i filmowego. Andrzej Beja-Zaborski przekazał nam wiedzę o tej sztuce wzbogaconą o gagi sprawdzone przez aktorów w Białymstoku, my dodaliśmy swoje wypracowane przez wiele lat podczas spotkań z publicznością. Można więc powiedzieć, że spektakl w obecnej formie jest wypracowany wspólnie przez aktorów z obu teatrów białostockiego i toruńskiego oraz przez publiczność aktywnie uczestniczącą w budowaniu fabuły.

Od lat gra Pani w spektaklach dedykowanym najmłodszym. Czy dzieci to wymagająca publiczność?
- O tym, czy do teatru przyjdzie maleńkie dziecko decyduje rodzic. O tym, czy do teatru przyjdzie dziecko z przedszkola i szkoły decyduje rodzic i pani nauczycielka. O tym, czy młodzież przyjdzie do teatru decyduje także ktoś, kto – nie pracującej młodzieży da pieniądze na bilet. Oznacza to, że dorośli umożliwiają lub utrudniają dzieciom uczestnictwo w takiej rozrywce. Kiedy już dziecku uda się dotrzeć do teatru, czuje się jak u siebie, pod warunkiem, że repertuar dobrany jest do możliwości percepcji dziecka. Do 3 roku życia nie jest możliwy inny odbiór, niż wrażeniowy, dlatego powstał cały nurt teatru dla „Naj-najów” – jest ogromne zapotrzebowanie na takie spektakle. Inna grupa wiekowa to 3-5 lat, inna od 5 do 7 i potem dzieci szkolne do 10-11 lat, później dla starszych dzieci i młodzieży artyści tworzą już zupełnie inne spektakle. Mamy w repertuarze także spektakle dla studentów i innych dorosłych. Teatr lalek i teatr formy nie jest przypisany wyłącznie do najmłodszej publiczności. Jeśli ktoś nie wierzy, zapraszam na międzynarodowe festiwale lalkowe do Bielska-Białej, Łodzi, Warszawy i Torunia. W naszym teatrze od około dwudziestu lat odbywa się Festiwal „Spotkania”, gdzie rano grane są spektakle lalkowe dla dzieci a wieczorami dla dorosłych. Są też spektakle familijne, które w swoich różnych warstwach docierają do dziecka i do dorosłego inaczej. Teatr w swojej pierwotnej funkcji jest tworzoną na żywo historią, którą się opowiada i przeżywa wspólnie - nie ważne, jakich środków użyjemy – my kochamy lalki!

Czy to Pani pierwszy pobyt w Szczecinku? Jak pierwsze wrażenia? Czy zdołała Pani gdzieś być, coś zobaczyć w naszym mieście?
- W Szczecinku byłam dawno temu na wakacjach prywatnie, u koleżanki. Pamiętam jezioro i narty wodne. Wiele lat temu graliśmy tu spektakle dość często. Teraz naszym ulubionym „Czerwonym Kapturkiem” mam nadzieję, że otworzyliśmy nową kartę w historii naszych kontaktów. Tak miłego, gościnnego, serdecznego przyjęcia nie zapomnimy. Szczecinek, mimo że nie znany nam jeszcze dobrze, zyskuje znakomitą renomę poprzez serdeczność ludzi, których spotkaliśmy podczas naszego krótkiego pobytu. Dziękuję, dziękujemy!

Rozmawiała: Olga Fieducik, SAPiK
Foto: P. Frąckiewicz Teatr Baj Pomorski

Agnieszka Niezgoda - w teatrze występuje od 1 września 1984 r. W tym też roku obroniła dyplom na wydziale lalkarskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej we Wrocławiu. Na profesjonalnej scenie debiutowała rolą Czarownicy w „Malutkiej Czarownicy” we Wrocławiu w 1985r., a w Toruniu w 1987 r. rolą Zosi-Samosi w „Wierszach Tuwima”. Po studiach pracowała we Wrocławskim Teatrze Lalek, a po trzech latach dołączyła do zespołu Teatru „Baj Pomorski”.