Mieszkańcy Szczecinka na "Błękitnym Marszu" w Warszawie

  • Aktualności
Miasto z Wizją / 09.05.2016 / Komentarze
Burmistrz: Z całą pewności po transformacji ustrojowej w 1989 roku był to największy marsz opozycji. Rządzący bagatelizują to wydarzenie. Robią błąd.

W sobotę (7 maja) ulicami Warszawy przeszedł Wielki "Błękitny Marsz" KOD i Opozycji. Wzięła w nim liczna, bo około 45-50-osobowa grupa mieszkańców Szczecinka. W stolicy był też obecny burmistrz Jerzy Hardie-Douglas.

- Udział w marszu był spontaniczny. Po prostu uważałem, że muszę tam być. I byłem - podkreśla w rozmowie z "Miastem z Wizją" burmistrz.

- Głównym organizatorem marszu była Platforma Obywatelska, która poniosła wszelkie koszty jego organizacji i zabezpieczenia. Jednak w marszu brali udział nie tylko członkowie i sympatycy PO, ale również "Nowoczesna", PSL, Lewica oraz wiele innych ugrupowań społecznych i politycznych z KOD-em na czele. Wszyscy niezgadzający się z antyeuropejską polityką prowadzoną przez obecny rząd.

Nasz rozmówca powiedział nam również, że niektóre szczecineckie media, jeszcze przed marszem, podały szereg nieprawdziwych faktów o jego organizacji.

- Pisano o jakiś esemesach, o nakazie partyjnym, o tym, że ludzie piastujący pewne stanowiska służbowe w samorządzie, mają obowiązek jechać do Warszawy i tam manifestować. To kompletna bzdura. Nie było żadnych nakazów, żadnych esemesów. Oczywiście, w tych najdalszych województwach były udostępnione autokary, za których koszt wynajęcia pokrywała PO RP. Jeżeli ktoś chciał mógł nimi pojechać do stolicy. Też mieszkańcy Szczecinka, którzy zdecydowali się na udział w marszu pojechali do Warszawy małym autobusem wynajętym przez Platformę Obywatelską, a część osób, w tym ja, pojechała swoimi samochodami i na swój koszt.

Burmistrz powiedział na też, że ze Szczecinka w "Błękitnym Marszu" udział wzięło około 45-50 osób.

- Naszych radnych Rady Miasta na marszu nie było - mówi burmistrz. - Mieli w tym czasie inne obowiązki lub zamierzenia prywatne. Słyszałem, że była radna Grażyna Kuszmar, ale ja z panią Grażyną się nie spotkałem. Część z nas manifestująca w Warszawie to byli członkowie Platformy Obywatelskiej, część sympatycy, ale też wiele osób zupełnie niezwiązanych z Platformą. Szedłem z przodu marszu i byłem jednym z rozpinających olbrzymią biało - czerwoną flagę.

Burmistrz podkreślił też, ze ulicami Warszawy szły niezliczone tłumy.

- Ludzi było bardzo dużo, szacuję, jak i wiele mediów, że było nas około ćwierć miliona osób - mówi burmistrz.

- Gdy ja dotarłem do „mety”, a szedłem w przedniej części pochodu, to nasi mieszkańcy Szczecinka idący dużo dalej, doszli do placu Piłsudskiego dopiero po ponad godzinie. Z całą pewnością po transformacji ustrojowej w 1989 roku był to największy marsz opozycji. Rządzący bagatelizują to wydarzenie. Robią błąd.

Na ten temat (ilości manifestujących) w mediach krążą sprzeczne informacje.

- Zupełnie niesłusznie - zastrzega burmistrz. - M.in. w internecie i na Facebooku jest udostępniony film z "idącym" czasem, gdzie można obserwować, jakie tłumy demonstrowały na ulicach stolicy - "Największa demonstracja w Polsce w 70 sekund".

Film dostępny pod adresem: http://wyborcza.pl/10,82983,20036411,najwieksza-demonstracja-w-polsce-w-70-sekund.html

Burmistrz podkreślił również, że manifestacja przebiegała w bardzo pokojowej atmosferze.

 - Oczywiście, nie brakowało transparentów krytykujących poczynania rządu - mówi burmistrz. - Uczestnicy "Błękitnego Marszu" wznosili też antyrządowe okrzyki. Ale takie jest prawo demokracji. Niektóre ogólnopolskie media, m.in. "Gazeta Polska" podały dziś, że demonstrujący żądali ustąpienia rządu, wcześniejszych wyborów, itp. Takich haseł nie było. Natomiast zdarzały się okrzyki, np. typu: "Jarek, zamiast bawić się Polską, kup sobie klocki lego i zaproś Antoniego".

To był marsz, którego ideą przewodnią było to, że jesteśmy Europejczykami i nie pozwolimy na wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej - kończy Jerzy Hardie-Douglas.

Tekst: Sławomir Włodarczyk

Foto: Jerzy Hardie-Douglas