Trwa wyścig z czasem o życie małego Franka

  • Aktualności
Miasto z Wizją / 07.05.2021 / Komentarze
Każdy z nas może pomóc rodzicom chłopca w batalii o zdrowie synka

Rodzice, którzy posiadają chore dziecko, codziennie na nowo muszą toczyć nierówną walkę z podstępnym wrogiem. Kosztuje ich to nie tylko wiele wysiłku fizycznego, ale też psychicznego. Oprócz tego dochodzą jeszcze inne koszty… te przyziemne, finansowe, które mogą dać szansę na polepszenie stanu zdrowia dziecka, pozwalają na intensywniejszą rehabilitację i leczenie, a w efekcie dają realną możliwość na szczęśliwe i samodzielne życie w przyszłości. O tym, jak trudna jest codzienna walka o zdrowie swojej pociechy wiedzą także rodzice małego Franka.

- Już w 36 tygodniu ciąży dowiedzieliśmy się o tym, że nasz synek ma wadę serca – jednak lekarze zapewniali, że jest to wada, którą w naszym kraju operuje się z powodzeniem, z którą można normalnie żyć. Po narodzinach Frania rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna – wspominają rodzice małego Franka. - Nasz synek musiał walczyć już o pierwszy oddech. Oprócz wady serca w postaci Tetralogii Fallota zdiagnozowano również niedrożność przewodu pokarmowego, trzustkę obrączkowatą, która uciskając dwunastnicę, spowodowała niedrożność oraz niedokonany zwrot jelit. W 6. dobie życia Franek musiał zmierzyć się z pierwszą operacją – udrożnieniem przewodu pokarmowego. Operacja się udała.

- Potem stan Frania drastycznie się pogorszył. Potrzebna była pilna interwencja kardiochirurgiczna. Serduszko Frania nie dawało rady. Saturacje spadały do 20%! Pomimo zakażeń infekcyjnych i zabiegu obarczonego dużym ryzykiem, Franio miał pierwszy zabieg cewnikowania serca – podczas zabiegu wstawiono stent do pnia tętnicy płucnej. Okazało się, że u naszego dziecka nie ma szans na wykonanie operacji – tzw. korekty całkowitej wady serca z uwagi na bardzo wąskie łożyska płucne. Byliśmy w szoku, przecież wcześniej słyszeliśmy, że wszystko będzie dobrze.

- Dziś największym problemem spędzającym nam sen z powiek jest niezoperowana wada serca, które jest jak tykająca bomba… W listopadzie zeszłego roku byliśmy na rutynowej kontroli. Wykonane badanie potwierdziło wcześniejsze przypuszczenia lekarzy. Poinformowano nas, że nasz synek w naszym kraju niestety nie otrzyma pomocy! Skonsultowaliśmy się z innymi ośrodkami kardiochirurgii w Polsce, gdzie również odmówiono nam wykonania operacji. Postanowiliśmy jednak skonsultować sytuację naszego synka w ośrodkach kardiochirurgicznych za granicą – w Niemczech, w Szwajcarii, we Włoszech oraz w Austrii. Okazało się, że jest szansa dla naszego syna. Profesor Mair z austriackiej kliniki w Linz widzi szansę na pomoc naszemu dziecku. Jest to nasza jedyna nadzieja. Nie możemy po prostu bezradnie patrzeć, jak nasze dziecko umiera.

Niestety sama operacja oraz wszystkie koszty z nią związane zdecydowanie przekraczają możliwości finansowe rodziców Frania. To koszt około pół miliona złotych. W jednym z serwisów internetowych trwa zbiórka na rzecz chłopca. Każdy kto chciałby pomóc Frankowi i ułatwić mu ten trudny start w życiu, a także wesprzeć jego rodziców w nierównej walce o zdrowie syna może to zrobić przekazując darowiznę na rzecz chłopca. Aby to zrobić należy odwiedzić stronę, gdzie prowadzona jest internetowa zbiórka funduszy na jego leczenie (klik). Wszystkie zebrane środki zostaną przeznaczone na pokrycie kosztów leczenia chłopca. /zr/